Kobieta „O zmierzchu”.

Dawno temu fantazjowałam o napisaniu blurba. Leżałam sobie w pościeli w kwiaty, myśląc jak cudownie byłoby przeczytać na okładce kilka zdań napisanych przez siebie. Marzenie się spełniło i zostało umieszczone na książce, pod którą podpisałabym się jeszcze kilka razy. Świadoma, że nie jest to arcydzieło literatury światowej; świadoma, że wątpliwym jest by stała się szkolną lekturą; świadoma, że porusza temat raczej pomijany niż hołubiony – polecam ją czytelnikom każdej płci i w każdym wieku. Therese Bohman pozostawia bowiem z otwartym zakończeniem, z dobrze skonstruowaną bohaterką i światem przedstawionym. Pozorny monodram dodaje powieści pikanterii, tym bardziej, że nie jest klaustrofobiczny. O niektórych potrawach, szefowie kuchni mówią, że mają sex. Ta książka jest sexy.

 

Jedyne, co możecie wiedzieć przed sięgnięciem po tę powieść to:

  1. Bohaterką jest kobieta.
  2. Kobieta jest profesorką.
  3. Profesorka jest po czterdziestce.
  4. Opisana postać kończy nieudany związek po ponad dekadzie, stając się bardzo dobrze wykształconą, atrakcyjną singielką, mieszkającą w dużym mieście.
  5. Szklany sufit nie służy tu za argument dla feministek.
  6. Autorka pisze w ciągle niejednoznacznej dychotomii: praca – dom, młodość-starość, kariera-rodzina, związek-samotność, seks z miłości – seks bez zobowiązań, pewność siebie – wewnętrzna rozpacz, świadomość – nieporadność, siła – słabość, śmiech – łzy. I żadna z tych par nie jest dookreślona i zawsze można nazwać ją inaczej lub inaczej połączyć.

 

Ta powieść przekonała mnie potraktowaniem tematu w sposób irytująco niejednoznaczny. Pojawiają się głosy, że Karolinę (bohaterkę) można znienawidzić, nie lubić. Nie miałam takich emocji. Od dawien dawna zobaczyłam bowiem w jednej bohaterce setki kobiet, które znam, z którymi pracuję, które mijam na ulicy. Zobaczyłam moje samotne koleżanki, paradoksalnie mogę je teraz lepiej rozumieć?

 

Ogromnie odcinam się od wrzeszczącego feminizmu, ciągle powtarzając, że wierzę w wolność człowieka, a nie wolność mężczyzny czy kobiety. Nie podoba mi się wizerunek współczesnych feministek i szczerze – czasem nie dziwię się moim kolegom, którzy kojarzą je z babochłopami i roszczeniową postawą przeintelektualizowanych kobiet w okularach. Oczywiście jest to krzywdzące, ale z jakich powodów tak bardzo wojujemy, dlaczego za wszelką cenę chcemy podkreślić tą naszą świadomość, samoświadomość, wybór bycia samotną, w ogóle wybór wszystkiego. Autorka zdaje się dawać kobietom realną wolność – bez lukru, wielkich haseł na transparentach, w dodatku ubraną tak jak chce, nawet jeśli to oznacza dopasowaną sukienkę i duży dekolt.

 

Karolina jest profesorką na Uniwersytecie. Historia sztuki zdaje się być jej wielką życiową pasją. Jest ceniona w środowisku, choć prym wiodą jej koledzy. Z jednej strony jest tym sfrustrowana i czuje się niedoceniona, z byka patrzy na kolegę brylującego w mediach, robiącego wokół siebie otoczkę prawdziwego znawcy, a równocześnie w jakiś sposób odpowiada jej pewien rodzaj outsiderstwa i robienia „swojego”. Związek, który nie przynosił jej emocjonalnego i seksualnego spełnienia odstawiła i rozpoczęła życie singielki, ale zdziwicie się, bo singielstwo wcale nie jest szczęśliwe. Szczęśliwym tyko bywa. Ta silna kobieta pragnie odbicia w oczach mężczyzn, pewnego rodzaju dowiedzenia swojej wartości, jako kobiety, famme fatale, podkreślenia, że jest nadal w formie? Czy niezobowiązujący seks jej przystoi? Czy seks z młodzikiem, który jest jej doktorantem to życiowe faux pas? A może rola, która społecznie jest jej narzucona nie pozwala na brak wyrzutów sumienia?

 

„(…) Uśmiechnęła się.

  • A ty? – zapytał.
  • Nie, jestem singielką.

Zawstydziła się, że musi to powiedzieć. Czy w ogóle ktoś tak mówi po czterdziestce? A niby jak inaczej? „Jestem samotna”? To takie smutne. Może powinna zacząć mówić, że od niedawna jest w separacji? Ale to jakby przypisywać separacji zbyt wielką wagę, jakby to ją definiowało.”

Siłą tej prozy nie jest powielanie schematu. Tutaj nie będzie czarno-białego obrazu kobiety niedocenianej, bo żyjącej na własnych zasadach. Tutaj znajdziecie prawdziwą kobietę. Taką, która osiąga sukces, ale bywa, że się gubi; taką, która potrafi poradzić sobie sama, ale wie, że człowiek jest zwierzęciem stadnym i zwyczajnie lepiej się żyje z kimś u boku; taką, która wie, że jest atrakcyjna, ale jak każdy człowiek chce, aby powiedział o tym głośno ktoś inny, że potrzebuje pełnego pożądania spojrzenia mężczyzny czy kobiety (każdemu wedle potrzeb). Ta proza, mimo iż zwięzła, momentami wręcz oszczędna jest niejednoznaczna i powoduje jakiś rodzaj ciągłego napięcia.

To, co zauważymy wszyscy to otworzenie dialogu i zarzewia do dyskusji o roli kobiet w wieku „dojrzałym” i ich miejscu w społeczeństwie. Bohman postawi też przed nami zadanie przeanalizowania i przedefiniowania norm, które mają się świetnie w naszym społeczeństwie, które chciałoby być otwarte, ale nie jest…

I to wasze zadanie, czyli KONKURS, w którym do zdobycia są dwa egzemplarze książki, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Pauza:

Co wypada kobiecie po czterdziestce?

Na to pytanie odpowiadajcie w komentarzach pod postem do północy w niedzielę, czyli 10 lutego. Jury podejmie decyzję do tygodnia od ostatniego dnia trwania konkursu. Do dzieła!