Ada Augustyniak o sobie samej.

Patronowanie książkom czy wydarzeniom powolutku wpisuje się w moją blogową działalność. Cieszy mnie, dodaje energii i wiary, że mogę działać, mogę uczestniczyć w czymś co jest ważne dla czytelników, czyli też dla mnie. Napawa mnie wielką dumą patronowanie Dyskusyjnemu Klubowi Młodego Czytelnika. Wydarzenia związane z tą akcją będą się odbywać w krakowskiej Księgarni Karakter, mieszczącej się na ulicy Tarłowskiej. Wiecie – 5 minut biegiem od Rynku. Dlaczego zgodziłam się na patronat? Bo autorzy akcji mają pomysł, mają cel i wierzą w to, co robią. Prawda jest taka, że mimo mnóstwa warsztatów, które dzieją się tu i ówdzie ze świecą szukać takich, które nie będą tylko malowaniem obrazka po przeczytanej książce, ale takie, które stworzą przestrzeń dla młodego czytelnika. Wspomogą komunikację, otworzą drzwi do rozmów o książce, próby analizy, poszerzenia horyzontów, zaskoczenia dzieci i prowadzących. Mocno wierzę, że właśnie takie cele zostaną osiągnięte podczas spotkań DKMCz!
Tylko, aby takie spotkania miały szansę być wyjątkowe – potrzebni są też wyjątkowi ludzie. Mimo że na co dzień nie przepadam za ludźmi, to czasem spotykam takich, których zapakowałabym do kieszeni i nosiła zawsze ze sobą. Wymiana zdań z Adą Augustyniak od początku zwiastowała coś dobrego. Chciałam Wam przedstawić sylwetki osób, które Wy i Wasze dzieci będziecie mogli spotkać na Klubowych spotkaniach i warsztatach. 11 maja spotkacie się właśnie z Adą Augustyniak – osobą, która stworzyła Wytwórnik Filozoficzny, która nie idzie na łatwiznę i wie czego chce. Poznajcie pierwszą prowadzącą!

 

Fot. Anna Sikorska

Ada Augustyniak o sobie samej.
(wiem, że docenicie tak bardzo jak ja szczerość, determinację i pasję, które biją z tego tekstu; jak dobrze, że są takie kobiety!)

 

Nie wiem, co mogę o sobie napisać, zawsze mam z tym problem.

Bardzo długo studiowałam filozofię, w sumie 12 lat, z czego 6 poświęciłam na doktorat z filozofii chińskiej, którego nie skończyłam, żeby móc robić książki obrazkowe. Nie da się robić wszystkiego na raz, a na książkach zależało mi bardziej. Ze studiowania została mi obecna praca zarobkowa – uczenie języka chińskiego na UJ na pół etatu.
Odkąd byłam mała, zawsze coś rysowałam, ale przez długi czas nie wiedziałam, jak tego użyć, czy to w ogóle jakoś ukierunkować i jak połączyć rysowanie z filozofią. Kilka lat temu usłyszałam o Iwonie Chmielewskiej, której praca nie była jeszcze w Polsce wydawana. Tak naprawdę zobaczyłam w gazecie koreańską okładkę „Maum”. Zainteresowałam się tym i po jakimś czasie już wiedziałam, że to jest moje medium. Dalej oczywiście rysuję inne rzeczy, takie codzienne rysunki nie będące częścią żadnej książki, od czasu do czasu maluję też , ale najbardziej zależy mi na tworzeniu autorskich książek.
Mam mnóstwo konkretnych pomysłów, które czekają w kolejce, ponieważ robienie książek zajmuje mi bardzo dużo czasu. Teraz pracuję nad trzema (tzn. dwiema jednocześnie, a jedna „rozgrzebana” czeka na przyszły rok), ale mam cały zeszyt pomysłów na następne. To jest wielki wewnętrzny przymus, żeby je robić, niezależnie czy będą wydane czy nie. Czuję się jak archeolożka. Mam wrażenie, że te książki istnieją gdzieś, w jakiejś niewidocznej przestrzeni i proces ich tworzenia polega trochę na odkrywaniu, odgrzebywaniu ich skądś. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale tak jest. Muszę je odsłaniać i czasem boję się, że nie zdążę, że zabraknie mi czasu. Mam dużo wątpliwości co do własnych kompetencji odkrywania ich, ale nie pozostaje mi nic innego, jak próbować i uczyć się.

Jestem samotniczką, najchętniej mieszkałabym w lesie, ale ze względu na niepełnosprawną prawą rękę musiałam wrócić do miasta na kilka miesięcy w roku – do pracy na UJ. Uczę się też rysować lewą ręką, co jest bardzo trudnym procesem. Możliwe, że będę musiała się całkiem przestawić na lewą rękę.

Źle znoszę dużą ilość bodźców, więc życie w mieście przez cały czas chyba by mnie zabiło – wyjeżdżam tak często, jak to możliwe. 4-5 miesięcy w roku spędzam nad jeziorem w niemal całkowitej samotności, a w międzyczasie też unikam miasta tak, jak to możliwe.

Tworzenie książek to samotna praca, co mi odpowiada, ale podczas warsztatów Rysowania Filozofii mam okazję rysować z innymi ludźmi. Nie mam zbyt wielu rysujących znajomych, więc bardzo to cenię. Nie mam też zbyt wielkiego kontaktu z dziećmi poza warsztatami. Dzieci są bardzo inspirujące, nigdy nie myślę o tym, że to ja mam ich czegoś nauczyć, tylko czego mogę się nauczyć od nich. To są po prostu spotkania w trakcie których rysujemy i rozmawiamy, nie robimy nic innego. W tym szybkim życiu miejskim mało jest czasu na takie wolne rysowanie nie nastawione na efekt. Przez kilka lat na warsztaty w De Revolutionibus Books& Cafe przychodziły do mnie te same dzieci i nawiązała się między nami niesamowita relacja, bo oparta tylko na tym wspólnym rysowaniu i rozmawianiu na różne ważne tematy. „Wytwórnik filozoficzny” jest dla tych dzieci właśnie.

Warsztaty Rysowania Filozofii dla dorosłych są trochę inne, związane z moją obsesją narracji i konstruowania sensu. Z dorosłymi robię różne ćwiczenia praktycznej filozofii w ramach własnych eksperymentów i te spotkania też są dla mnie bardzo inspirujące.
Bardzo mnie interesuje, jak i po co umysł tworzy narrację i sens z tego, co się wydarza, w jaki sposób opowiadamy sobie o naszym życiu i świecie, o nas samych i po co to robimy. Przeprowadzam różne eksperymenty, żeby zbadać, jak to się dzieje.
Mam też obsesję estetyzowania wszystkiego na najdrobniejszym poziomie. Robię mnóstwo rzeczy trochę na granicy rysowania – kolaże, obrazki z jedzenia, zdjęcia analogowe, mnóstwo małych „projektów” ze wszystkiego, z całej codzienności. Jest mi to potrzebne do życia, jest to chyba jakaś strategia przetrwania. Dużo z tego robię dla innych ludzi, co jest jakimś sposobem komunikacji. Warsztaty też są taką przestrzenią, w której można się tym podzielić.

Adę możecie podglądać:

na FB, tutaj

na IG, tutaj

Możecie też zaglądnąć na stronę Wydawnictwa Wytwórnia, tutaj