Walka dobra ze złem to motyw, który wszyscy doskonale znamy. Dzielenie świata na ten wypełniony miłością, pięknem i radością oraz ten, który pokrywa wszystko mrokiem, smutkiem, a nawet śmiercią pojawia się w literaturze nie od dziś. Nawet nie od wczoraj. Wychowani na opowieściach o Szewczyku Dratewce – pogromcy smoka, Kopciuszku czy choćby Czerwonym Kapturku (przykłady można mnożyć) docenimy historię opowiedzianą w Baśniku Magicznych Ogrodów.
Oto przed Wami historia dwóch magów: Zorana i Araga, których drogi – jak to bywa w życiu – pewnego dnia się rozeszły. Pierwszy z przyjaciół wybrał drogę wypełnioną światłem i dobrem. Jego magia niosła to, co najlepsze, a za sprawą skrzaciego daru, którym był Almanach wiedzy natury magia Zorana zaczęła materializować się w najpiękniejszym ogrodzie. Ten rozrastał się, wypełniał niesamowitymi roślinami i mieszkańcami, otulał spokojem, ciepłem i bezpieczeństwem.
Droga Araga była zupełnie inna niż ta wybrana przez przyjaciela. Pochłonięty czarną magią przeistaczał się w coraz groźniejszego, przepełnionego złem, zazdrością i goryczą czarnoksiężnika. Zło bywa potężne.
Miłość – najsilniejsze z uczuć, z którego zdają się wynikać wszystkie inne – która połączyła Zorana i czarodziejkę Tuuli rozwścieczyła Araga bez reszty. Możecie się domyślić, że wspaniała Tuuli była pożądana nie tylko przez dobrego Zorana, ale też przesiąkniętego złem Araga…
Wojna!
Nie mogę zdradzić Wam zakończenia, ale jest słodko-gorzkie. Takie jak życie. Daje lekcje, pokazuje trudne wybory, które – nawet jeśli naznaczone miłością – mogą prowadzić do cierpienia bohatera czy bohaterki. To bardzo klasyczna opowieść, a te zdają się nie starzeć. Czytelne postawy i przymioty głównych bohaterów sprawiają, że bajkę można czytać już najmłodszym przedszkolakom. Poza tym świat pełen magicznych stworzeń, smoków, skrzatów i czarodziejów jest wspaniałym i pożądanym (zwłaszcza w pewnym wieku) miejscem.
Przed Wami zaskoczenia. Największym będzie fakt, że Baśnik Magicznych Ogrodów nie jest tytułem, który znajdziecie w którymkolwiek wydawnictwie dziecięcym. Mimo to poziom wydania książki oraz jej strona wizualna stawiają poprzeczkę bardzo wysoko innym podobnym pozycjom na rynku. Mam wrażenie, że nadawca maila, który napisał do mnie w sprawie tej książki, kokietował: „nie jesteśmy wydawnictwem, ale znamy się na baśni” – jakby sugerował, że na książkach już nie. Otóż, jeśli tak wygląda książka, którą stworzył park rozrywki, to zaczynamy obserwować sytuację, w której świat staje na głowie. Książka jest świetna.
Poza nośną historią nie sposób nie zachwycić się ilustracjami. Ich twórcą jest Jakub Pieleszek, który stworzył na wskroś współczesne, a jednak przesiąknięte folklorem i poszukiwaniem w wielokulturowości, ilustracje. Artysta zajmuje się głównie malarstwem. Tak pisze o swojej twórczości:
„Budowane przeze mnie obrazy są cytatami, wyrywkami informacji, których zapis wydawać się może dość lapidarny. Towarzyszą temu emocje związane z selekcją wybranych zjawisk, najsilniej oddziałujących poprzez reklamę, znak, typografię, komiks. Nie jest to jednak forma afirmacji otaczającej mnie rzeczywistości, lecz szczerego opisania zjawisk wywołujących często skrajne emocje. Tu rozpoczyna się subtelna gra z odbiorcą-konsumentem, który stając przed obrazem próbuje odczytać jego treść. Okazuje się jednak, że informacja, znak, symbol oderwane od produktu stają się całkowicie abstrakcyjne i zaczynają przywoływać zupełnie inne konotacje. Jako krytyczny obserwator, a zarazem konsument staram się wprowadzić pewnego rodzaju dyskurs pomiędzy tym, co mnie otacza, a językiem mojej artystycznej wypowiedzi.” (cytat znaleziony na www.zbrojowniasztuki.pl)
W Baśniku wędrujemy przez kwadratowe strony wypełnione postaciami przywołującymi na myśl wycinanki (choćby takie, które wykonywaliśmy jako dzieci, składając kartki, a następnie wycinając koła, łezki, kwadraty; po rozłożeniu otrzymywaliśmy wielokrotności naszych koślawych czasem wyciętych kształtów) albo prymitywne rysunki. O ile obraz Zorana przywołał wyobrażenie o najważniejszym bóstwie Azteków – Huitzilopochtli, co byłoby nawet zasadne, biorąc pod uwagę, że stał w opozycji do mrocznego bóstwa, a kojarzony był ze Słońcem i jego wędrówką; o tyle przedstawienie Araga poprowadziło mnie w zgoła przeciwnym geograficznie i kulturowo kierunku. Pierwsze skojarzenie: japońskie Pokemony. Kiedy zaczęłam weryfikować swoje skojarzenia trafiłam na informacje o Shadow Pokemonach – wiedziałam, że gdzieś już widziałam tę postawę! – stworkach, których serca są owładnięte złem i ciemnością. To nie może być przypadek.
W książce kryją się jednak kolejne niespodzianki. Fragmenty stron należy poznawać palpacyjnie, nie tylko wzrokowo. Wypukłe elementy, ażurowe strony, które zapraszają do zerkania przez niewielkie otwory i zabawy światłem i cieniem o różnych porach dnia (i nocy) – wszystko to stwarza wielowymiarową opowieść, która angażuje na wielu polach. Brawo.
Nie wiem czy wybiorę się do Trzcianek, żeby doświadczyć tej historii w Magicznych Ogrodach, choć moja ciekawość – jak łatwo się domyślić – jest ogromna. Pewne jest jednak, że książka jest znakomita: świetnie opowiedziana, doskonale zilustrowana, dobrze wydana. Jestem pewna, że warto mieć ją na regale, a i wielokrotna lektura przyniesie mnóstwo zaskoczeń.
___
Baśnik Magicznych Ogrodów
Tekst: Sylwia Kołsut i Karolina Dejneko
Ilustracje: Jakub Pieleszek
Koncepcja i nadzór merytoryczny: Cezary Bożemski
Więcej informacji znajdziecie na stronie Magiczne Ogrody