Zadawanie pytań o sens, o współczesną kondycję człowieka, o oddalenie się od natury, o próbę odnalezienia się w wielkim mieście, relacjach międzyludzkich, odszukanie swojego „ja” zdaje się wybrzmiewać z każdej strony nie od dziś. Te pytania ludzie zadają sobie i innym od dawien dawna, ale zdaje się, że XXI wiek je intensyfikuje. Zapędzeni do korporacyjnych boksów, bombardowani sprzecznymi informacjami z mediów – przede wszystkim internetu, pewne wyzucie z indywidualizmu, pęd do „posiadania”, zarobkowania, statusu społecznego czy odpowiedniego wyglądu powodują, że większość ludzi nie zadaje sobie trudu, bądź też nie ma czasu na dbanie o swój stan – niech będzie – „ducha”. Zalani falą identycznie wyglądających kobiet z rybimi ustami, z wykonturowanym charakterem oraz torebką koniecznie od Korsa zapominamy o swoich własnych chceniach. Mężczyźni wychodzą od barberów w kraciastych spodniach z oddechem o zapachu darmowej whiskey. Produkcja jak z fabrycznej taśmy.
Nie zaskakuje więc komiks Krzysztofa Gawronkiewicza i Michała Kalickiego tematycznie. Bliżej nieokreślona kobieta ucieka z Warszawy do nieistniejącej krainy Beneficio, gdzie stara się analizować swoje własne ja. Oniryczno-narkotyczne wizje (Gawronkiewicz – mistrz!) wprowadzają w podobny stan samego czytelnika i obserwatora. Gawronkiewicz rozszerza i zawęża perspektywę w kadrach szarżując w skali mikro i makro. Już początkowe plansze wprowadzają w stan konsternacji. Artysta filmowo operuje rysunkową kamerą bawiąc się detalem, a raczej elementami detalu. Wskakuje z miejskich przestrzeni do południowoamerykańskiej dżungli, zamyka w ciasnym metrażu mieszkania, a potem lata nad nieprzebytą naturalną krainą. Do tych kadrów wracałam kilkukrotnie – za każdym razem z nadzieją znalezienia czegoś więcej.
Poza dość oczywistym trzonem: bohaterka wyjeżdża z miasta w poszukiwaniu siebie – odnaleźć można w „Beneficio” wiele mądrości – nawet, jeśli ktoś uzna je za oczywiste. Bo oto my – współcześni – nie potrafimy nazwać drzew, które rosną na podwórku, nie rozróżniamy ptaków, wielu miałoby problem z grzybobraniem. Nie zwracamy uwagi na rzeczy, które nas otaczają, czego odzwierciedleniem mają być rozmyślania bohaterki:
„Intrygowało ją wiele błahych z pozoru rzeczy.
Jak metalowa skrzynka zawieszona na drzewie.
Czy bijący niemal pionowo dym z ogniska w dolinie.
I cała górzysta kraina Beneficio, do której przybyła pod dwóch godzinach marszu.”
Ale to też nie wszystko. Autorzy zdają się punktować przedstawiciela naszych czasów, tu w formie żeńskiej, złożonej psychologicznie postaci. Pokazują stanie w rozkroku pomiędzy duchowością a ogarniającym konformizmem. Wspomnienia zdają się wracać ze zdwojoną siłą i wydobywać dziecięce zdziwienie i potrzeby – być może bogatsze niż teraz. Czy owady zatopione w pleksiglasie, ten relikt przeszłości – mogłyby zadziałać jak magiczny artefakt. Dlaczego nie?
Dla mnie najciekawszym elementem komiksu jest przywołanie pewnej zabobonnej formuły, czyli interpretowania znaków, albo w ogóle zauważania ich. Co może być znakiem i jakim?
Z jakiś powodów czytanie tego komiksu stało się jak jedna z historii w „Nie ma” Mariusza Szczygła – czytałam i miałam wrażenie, że bohaterka wybrała się w podróż nie po to, aby siebie poznać, ale aby w ogóle siebie odnaleźć. Wiedziała, że jest, ale może nie tak jak chciała. Tutaj „nie ma” tez stało się wartością. Zresztą interpretujcie jak chcecie – to nie jest jednotorowy komiks. A pod banalnymi i wyświechtanymi sloganami o poszukiwaniu siebie czy odbywaniu oczyszczających podróży kryje się o wiele więcej.
Przyznaję, komiks wzruszył mnie do tego stopnia, że uroniłam łzę, która zawisła na policzku.
Na uwagę zasługuje też jego wydanie (analogicznie zresztą do „Zwrotnika Panny”, o którym pisałam tutaj). Oszczędne, ale rzucające się w oczy, ze szlachetnym złotem liter. Piękna książka. Gruby papier, intensywny zapach i wspaniała jakość wykonania. Warta swojej ceny.
Rysunki, które w „Zwrotniku Panny” mi przeszkadzały i zdawały się nie doganiać tekstu lub odwrotnie – tutaj zapierają dech i pokazują jak doskonałym obserwatorem jest Gawronkiewicz i jak z niezauważalnych elementów potrafi plansza po planszy tworzyć świat.
Myślę, że ten komiks może się stać pretekstem do poszukiwania samego siebie. Naprawdę uważam, że to dobry katalizator.