Drzewo to dom
Julia Hartwig
któż temu zaprzeczy
Wystarczy wspiąć się wzrokiem po piętrach jego gałęzi
i posłuchać jarmarku ptaków które schroniły się w jego cieniu
Drzewo to dom Malutcy i podobni ptakom przysiadamy we śnie na jego konarach
i powaga bezruchu drzewa przypomina teraz kościół żywy
pełen szeptów i szelestów
Wszystko jest możliwe dla tego kto mieszka w gałęziach drzewa
bo ku drzewom przylatuje z własnej woli wiatr
od którego umysł staje się czysty i gotowy na każdą niespodziankę
pożegluje do jego portu żaglowiec obłoku
i nie ominie go ciężki pancernik gradowej chmury
słońce poszuka ochłody wśród jego liści
O ciężkie stopy drzewa łapy dobrotliwego smoka
unieruchomione w ziemi i wychylające się z niej
by ukazać swą gładkość o pełna zmarszczek koro
i połyskujące ciało pni grabowych
bo jakże śmiem mówić do ciebie tylko: drzewo
kiedy masz tyle imion
Ty lipo kulista ty topolo podobna do gęsiego pióra
ty dębie starych bogów i piorunów sypiących żołędziami
rozłożysta jabłonko tujo z wyspy umarłych
cisie klonie jesionie akacjo wierzbo i olcho,
a także wszystkie inne drzewa nie znane mi i pełne magii
z którymi człowiek tak często utożsamia swój los
Nauczcie nas pogodzić się z miejscem gdzie żyjemy
nauczcie nas poznać je do głębi i pokochać do końca
Być drzewem zakorzenionym
Popłakałam się, czytając tę książkę, tak jak płaczę na filmach. Głównie płaczę na szczęśliwych zakończeniach, bo szczęście warte jest więcej łez niż smutek. Wydawnictwo Dwie Siostry znowu to zrobiło! Wydało książkę, która wymknęła się schematowi baśni, powieści obyczajowej, dziecięcej naiwności. Książkę tak aktualną, że aż trudno w to uwierzyć. Naszpikowaną metaforami całego naszego życia, społecznych antagonizmów i emocji, które dochodzą do głosu w trudnych dla dobra i tolerancji czasach. „Drzewo życzeń” Kathrine Applegate niech najpierw wezmą do ręki wszyscy rodzice. Wszyscy dorośli. Młodzież. Niech przeczytają, rozglądną się wokół, spojrzą na sąsiadów i współpracowników, a potem niech niosą ją w świat i zadbają o to, żeby ich dzieci zrozumiały o czym opowiada.
Kiedy Dąb przemawia ludzkim głosem, to znaczy, że musi mieć coś naprawdę ważnego do powiedzenia. To nie powinno się zdarzyć, przecież drzewa nie rozmawiają z ludźmi. Owszem, rozmawiają ze zwierzętami, pozdrawiają inne drzewa, gratulują im kolorytu jesienią – ale do ludzi nie mówią.
Nasz bohater to ponad dwustuletni dąb, który kiedyś stał się drzewem znanym na całą okolicę za sprawą rudowłosej, niebieskookiej Irlandki, która zawiesiła na jego gałęziach pierwsze z życzeń. Mieć kogoś do kochania – jakie to proste, prawda?
Nie chcę Wam zdradzać perypetii drzewa i jego zwierzęcych przyjaciół – przyjaciół, lokatorów, doradców w tych samych osobach, a raczej zwierzętach. Skunksy, oposy, sowy, a nawet koty – banda futrzaków, która na jego gałęziach zjednoczy się w przełomowym dniu, którego Dąb nie chce nazywać magicznym. Dąb nie stara się opowiedzieć bajki. Dąb stara się przybliżyć nam życie.
„Jednak czasem zdarzają się niespodzianki. I każdej wiosennej nocy Samar uświadamiała mi, że spokój jest piękny, a akceptowanie świata – pełne uroku. I że życie może nas zaskoczyć w każdym wieku.” – powiecie, że banał. A jak często o nim zapominacie?
W tej książce autorka prowadzi nas przez nieufność, nierówne traktowanie, antagonizmy, przyklejanie etykiet, lęk o to, co znamy, a czego nie. Lęk przed nieznanym, lęk przed obcym, który poraża nas tak bardzo, że marszczymy czoła, albo obrzucamy coś jajkami. Ta książka stara się przypomnieć, czy za sprawą dwójki dzieci czy zwierząt, że świat jest jeden – dla nas wszystkich. Nawet jeśli bywa walką o życie, nawet jeśli bywa niesprawiedliwy – to taki jest dla wszystkich, niezależnie od tego, w jakiej jego części się urodziliśmy.
„To wielki dar, umieć kochać siebie i to, czym się jest” – to też frazes. A kto z nas tak naprawdę, tak w pełni potrafi go realizować?
„Później już niewiele rozmawialiśmy. Okazało się, że nie ma potrzeby rozmawiania o życiu i miłości, i znaczeniu tego wszystkiego. Wystarczyło patrzeć na niebo usiane gwiazdami, czuć zapach wilgotnej ziemi i słuchać bicia serc maluchów, (…)” – bo dopiero w takich momentach przekonujemy się, że przyjaciel to też ten, z którym nie trzeba rozmawiać. A kim jest przyjaciel? I czego potrzeba aby nastała przyjaźń?
Ileż można znaleźć w tej książce! Dawno zapomniane pamiętniki, sprytne ptaki, chęć zemsty. Próba odpowiedzenia sobie na pytanie dlaczego człowiek jest zły, kiedy dywagują nad tym zwierzęta jest niezwykłym twistem w stosunku do tego, co znamy; o czym co niedzielę opowiadała nam Krystyna Czubówna.
Najważniejsze jednak jest to, żeby doszukać się w tej książce nadziei. I niech śmieje się ten, kto drwi z optymistów; niech zasłania twarzą roześmiane usta ten, kto wątpi w idee; niech wstydzi się ten, kto wątpi, że możemy znaleźć w sobie dobro.
Tak bardzo bym chciała, tak bardzo, żeby moje dziecko czy dzieci – ile mi będzie dane, nie wiem – potrafiło kochać, pomagać i mieć otwarte serce i głowę. Ile bym dała, żeby mimo wszystko potrafiło widzieć nadzieję, żeby wyciągało pomocną dłoń i uśmiechało się do innych.
Żeby potrafiło docenić inność – a nie drwiło z niej.
„-Nie znoszę tego słowa – mówiła dalej Francesca, wodząc dłonią po mojej pociętej korze. – Nie znoszę. Moja praprababcia Maeve też by go nie znosiła. Tutaj, w naszej dzielnicy, nie chcemy takich słów. – Obejrzała się na rodziców Samar. – Tutaj nie grozimy przybyszom. Witamy ich.”