Już od dawna wiem, że czasem książki znajdują mnie – nie odwrotnie. Za wiele jestem wdzięczna Wydawcom – dzięki wiadomościom, które otrzymuję od osób pracujących w działach promocji nie muszę szperać godzinami w poszukiwaniu interesujących tytułów. Kolejna grupa to książki, o których dowiaduję się od znajomych, czytelniczek i czytelników bloga, obserwatorów w social mediach, księgarek i księgarzy. Jest też szczególna grupa, którą – wydawać by się mogło – zawdzięczam swoim poszukiwaniom – grupa książek, które mnie znalazły. To książki, które wpadają w oko w różnych miejscach: bywa, że wołają do mnie z księgarnianych witryn, bywa, że cichutko czekały na odpowiedni moment na moim regale. Bywa i tak, jak w przypadku książki, o której zaraz wam napiszę, że pojawiły się, choć szukałam zupełnie czegoś innego.
„Jesteś dzieckiem wszechświata,
nie mniej niż gwiazdy i drzewa,
masz prawo być tutaj.” (Max Ehrmann ’Desiderata’)
Znacie ten tekst? Stał się hymnem legendarnej Piwnicy Pod Baranami. Na pewno choć raz słyszeliście jak śpiewają go artyści do muzyki Piotra Walewskiego. Oczywiście, kwestią dyskusyjną jest, czy aby nie nadmiar tam patosu – ja mam jednak słabość zarówno do Piwnicy, jak i do tego tekstu. Tym bardziej ucieszyło mnie, kiedy zobaczyłam, że Katarzyna Samosiej, autorka książki Boso, właśnie nim rozpoczyna książkę.
Szybko okazuje się, że lepszego tekstu na początek nie mogła wybrać. Autorka picture booka zabiera nas w świat, nad którym najpewniej zastanawiamy się rzadko lub w ogóle zapominamy, że jest. Świat, o którym pisze autorka, to świat wrażliwości i spokoju; to niezwykłe połączenie między najdrobniejszymi nawet elementami wszechświata, którego jesteśmy częścią. Motywem przewodnim stają się bose stopy – pozbawione butów zdają się czuć i odkrywać więcej, a może i wytwarzają prawdziwą więź ze światem. „Boso widzę więcej”, pisze autorka już na początku historii, ustalając od razu linię interpretacyjną książki. Z każdą kolejną stroną widzimy więcej, a świat, który odsłania przed nami autorka, zdaje się być dużo bardziej skomplikowany.
Nie tak dawno pisałam o pewnym zmęczeniu spowodowanym książkami dla dzieci z gatunku non fiction, wypatrując interesujących propozycji traktujących o emocjach, uczuciach, sztuce czy zaangażowaniu społecznym i empatii. Boso to książka, która jest świetnym kierunkiem w opowieści o człowieku, który jest nie tylko fascynujący pod względem budowy anatomicznej, ale i duchowości, tego, co niewidoczne. Gołe stopy, które uczą się świata, to pretekst do obserwacji, gry w skojarzenia, poznania. Faktury, zapachy, temperatura podłoża, doznania przyjemne i te znacznie mniej, bomba bodźców zupełnie innych niż te, które otaczają nas każdego dnia. Czy świat „poza” jest naprawdę tak ogromny i skomplikowany, że czasem trzeba założyć skarpetki, żeby nieco odpocząć? Tak! Ta pierwsza opowieść zaprasza młodych i starszych czytelników do innego doznawania świata. Pozwólmy na brodzenie w kałuży boso; przyłączmy się do ciekawskich stóp dziecka i sprawdźmy czy nie zapomnieliśmy jak to jest wchodząc w nieznane. Ubrudźmy się wchodząc w błoto, które „mlaszcze, jakby jadło czereśnie”. Co dla mnie znamienne, poznawaniu świata przez podmiot w Boso towarzyszą członkowie rodziny, a to z kolei prowadzi nas do kolejnego odkrycia.
Doskonale znamy metaforę „maski” – zakładamy je dla schowania się, zatajenia prawdziwych uczuć, emocji czy uczynków; metaforę „warstw” – najczęściej opisywaną, jako bardziej skomplikowaną strukturę niż ta, która jest widoczna gołym okiem czy podczas powierzchownej oceny; metaforę „stawiania muru/-ów”, które mają nas osłonić przed światem, stworzyć zaporę dla wrogów lub ludzi czy emocji, na które się nie godzimy; bywa też interpretowana, jako odgrodzenie się od inności z pełną premedytacją; budowanie podziałów czy podtrzymywanie ich. W Boso taką metaforę stanowi „bosa stopa” lub „stopa ubrana w skarpetkę czy but”. O ile sama stopa jest tutaj metaforą ciekawości i otwartości, o tyle jakiekolwiek jej zakrycie jest próbą wyciszenia lub osłonięcia się – nie tyle przed zimnem, co przed światem czy czymś/kimś, kto może zranić. Katarzyna Samosiej pisze o wrażliwości i uczuciach, bo każdy z nas jest w nie wyposażony – niektórzy tylko całe życie chodzą w skarpetkach.
Autorka pisze wprost o potrzebie zrozumienia. Pełna ciekawości obserwacja świata, otwartość i wrażliwość własna, to jedno. Nie można jednak zapominać o współodczuwaniu, współistnieniu, współżyciu. Skoro wszyscy jesteśmy częściami wszechświata, to z równą, co na trzmiela czy paprocie, uwagą, powinniśmy podchodzić do innego człowieka.
Proszę, i ty stąpaj uważnie, gdy idziesz obok
w swoich mocnych butach.
To, co dla ciebie jest lekkie, dla innych może być mocne.
To, czego ty nie czujesz, mnie boli.
Mama mówi o mnie „moja mimoza”.
Swoje intencje autorka zupełnie odsłania w tekście na kształt posłowia, który odnajdujemy na końcu książki. Pisze w nim o współodczuwaniu właśnie; o różnych formach, odcieniach i natężeniu wrażliwości, które zmienia się w zależności od szczególnych sytuacji. Kobieta w ciąży, człowiek chory, człowiek, który tracąc jeden zmysł zaczyna intensywniej korzystać z innego lub pozostałych, czy np. osoby ze spektrum autyzmu. Jak wskazuje autorka coraz częściej mówi się i pisze o WWO – osobach wysoko wrażliwych (tutaj odsyłam do Marysi Organ, która WWO i emocjom poświęca wiele słów w swoim miejscu w sieci).
Na uwagę zasługuje warstwa wizualna książki. Artystka wrzuca nas w abstrakcyjne obrazy, pełne intensywnych barw, kleksów, plam, nieco rozmytych kwiatów, traw i owadów. Spotkamy tam świat ożywiony i nieożywiony – oba jednak zapraszają do obserwacji rozszalałych farbek wodnych (akwareli), które w połączeniu z grubym papierem same tworzą niedookreślone kształty i barwne kolaże. Równocześnie w tą niesamowicie kolorową przestrzeń zanurzają się stopy. Pojawiają się w różnych miejscach na poszczególnych stronach, jakby zaraz miały zrobić krok w przód i zasłonić całą stronę. Pierwsze określenie, które wpadło mi do głowy po otworzeniu książki, to „magiczne”. Takie pozostaną dla mnie ilustracje w książce Boso – kładę je między wspomnieniem farbowanych samodzielnie ubrań a nieudanymi pracami na plastykę z użyciem akwarelek.
Jest kilka ogromnie ważnych spraw, które wiążą się z czuciem (to widać nawet w ich nazwach!): współodczuwanie, współczucie, czułość… Wszyscy potrzebujemy ich jak powietrza. Sprawa jest prosta: kiedy będziemy odczuwali uważniej, więcej, szerzej, to w naszym wspólnym świecie pojawi się więcej zrozumienia, empatii i szacunku. Dla ciebie, dla nas. Chciejmy więc być wrażliwi, w każdym tego słowa znaczeniu. Możecie zacząć od chodzenia boso.
___
Boso
Katarzyna Samosiej