[Języki obce]
Czy twój ojciec pali fajkę?
Tak mój ojciec pali fajkę
Yes, my father smokes the pipe
powtórz to zdanie
otworzy ci ono
o-
knonaświat
Gdy będziesz siedział na Broadwayu
w barze piękniejszym niż oczy szatana
spytają cię niezawodnie
czy twój ojciec pali fajkę
wtedy odpowiedz z uśmiechem
Yes, my father smokes pipe
Widzisz
jak to będzie cudownie
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła od historii. Dawno, dawno temu… nie, jednak aż tak stara nie jestem. W ogóle nie uważam, żebym była stara. Zupełnie zresztą jak mój osiemdziesięcioletni dziadziu Ryszard. My mamy młode głowy, więc starzy nie jesteśmy. Jakiś czas temu, w liceum, udało mi się być członkiem teatru. Tak! Czułam się członkiem teatru Artexpress, działającego przy I Liceum Ogólnokształcącym im. kr. Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle. Reżyserem, którego pieszczotliwie, ale i z szacunku tytułowaliśmy: Szef był nauczyciel języka polskiego Edward Lecheta. Człowiek obłędny i nietuzinkowy, z głową skąpaną nadal w młodzieńczym buncie, nadal zresztą ten bunt rozumiejący. Kiedy stałam się częścią tego zespołu grupa miała za sobą już sukcesy, jej skład zmieniał się wraz z odchodzeniem kolejnych roczników. Spektakle nurzały się w minimalistycznej stylistyce niby Grotowskiego, niby Kantora – były trudne, bez rekwizytów (niemalże), a wszystko topiło się w zlewającej magmie ludzkich ciał i pewnej mechaniczności, papki, może zatracania własnego „ja”, choć bystry widz widział, że w tej mieszaninie różnych gestów było sporo indywidualizmu, a jednorodna machina była ułudą.
W 2005 roku pojawiliśmy się w Poznaniu – zdobyliśmy Złotą Maskę na festiwalu teatralnym. My! Młodzi, zapaleni, żyjący tym, co robimy. Wpatrzeni w Szefa, szukający swojego głosu, poszukujący środków wyrazu. Szef dał nam możliwość wykrzyczenia bolączek młodego człowieka. Jak kiedyś powiedział: młodzież była, jest i będzie zbuntowana. I to właśnie Szef przedstawił mi Bursę.
Byłam taka dumna mając swoją solową kwestię. Wijąc się na scenie, jako udręczony, cierpiący za miliony poeta przebudzałam się, turlałam do krawędzi sceny i mówiłam:
[Pantofelek]
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie
Jak ja to przeżywałam, jak ja czułam to wszystko, co się dzieje. Jak ja chciałam zostać na tych deskach, z których czasem unosił się jakiś tuman kurzu, wirujący niespokojnie w świetle reflektorów. Jak dobrze pamiętam serce, co się wyrywała oszalałe ze szczęścia i emocji, kiedy wychylałam się zza kurtyny, kiedy teatr był pełny, kiedy byliśmy tam razem. Kiedy mówiliśmy Bursę. Nigdy wcześniej i potem nie rozumiałam tekstów Bursy tak jasno i dobrze, jak wtedy. Nigdy nie zapomnę jak piękna Kasia Król w wyzywającym pląsie catwalk’u mówiła „Widzisz jak to będzie cudowne”, kiedy Eryk Grasela z Mateuszem Gucwą bili się pod sceną wierszem:
[Z zabaw i gier dziecięcych]
Gdy ci się wszystko znudzi
spraw sobie aniołka i staruszka
gra się tak:
podstawiasz staruszkowi nogę że wyrżnie mordą o bruk
aniołek spuszcza główkę
dasz staruszkowi 5 groszy
aniołek podnosi główkę
stłuczesz staruszkowi kamieniem okulary
aniołek spuszcza główkę
ustąpisz staruszkowi miejsca w tramwaju
aniołek podnosi główkę
wylejesz staruszkowi na głowę nocnik
aniołek spuszcza główkę
powiesz staruszkowi „szczęść Boże”
aniołek podnosi główkę
i tak dalej
potem idź spać
przyśni ci się aniołek albo diabełek
jak aniołek wygrałeś
jak diabełek przegrałeś
jak ci się nic nie przyśni
r e m i s
Bursa zafundował nam słowną jazdę bez trzymanki i opowiedział o wszystkim. O zakupoholizmie, o świecie, który nam nie odpowiadał, o dyktowaniu zachodnich standardów, o kulcie urody, o ciągłym hołdowaniu mesjańskości Polski, o znudzeniu sztandarami, o ich wypatrzeniu. Byliśmy waleczni w bursowym słowie.
Wydanie „Dzieł (prawie) wszystkich” Andrzeja Bursy z Wydawnictwa Znak jest pretekstem do powrotu w świat, którego nie było mi dane kontynuować. Jest doskonałą zabawą słowem, humorem i bystrością obserwacji, którą Bursa niewątpliwie dysponował.
Ten buntownik zostawił po sobie znacznie więcej. W zbiorze pojawiają się kreślone niedbale rysunki, gdzieś na marginesach kartek, próbki prozy. Dostajemy pewien rodzaj kompletnego spojrzenia na artystę, który wkładał kij w mrowisko świętości. Nie bez powodu w naszym spektaklu pt. „Dyptyk otwarty” pojawił się Polonez Kilara. Z tym, że tańczyliśmy go zgoła inaczej niżby oczekiwano od młodych ludzi, wychowywanych w duchu patriotyzmu. Przetrwał w meandrach internetu zapis tego spektaklu. Mimo, że w kiepskiej jakości – zobaczcie – co w 2005 roku opowiadałam wraz z koleżankami i kolegami. Opowiadaliśmy Bursą.
Dobrego oglądania.
Sięgnijcie, zupełnie na spokojnie, z dystansem, poczuciem humoru i spojrzeniem ludzi żyjących w XXI wieku na niestarzejące się teksty Andrzeja Bursy.