Długość dźwięku samotności.

Wyrastałam wśród informowania mnie, że mogę sama. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Wyrosłam w domu i już kulturze innej niż moi rodzice i dziadkowie. Dostęp do wiedzy i edukacji sprawił, że na pierwszy plan wysunęły się chcenia studiowania i kariery niż zaciągnięcia delikwentki czy delikwenta przed ołtarz. Podczas gdy nasze babcie rodziły dzieci w wieku lat 20, a ich równoletni mężowie budowali domy własnymi rękoma – my biegałyśmy na zajęcia, dorabiałyśmy, pracując w knajpach, bawiłyśmy się do rana, albo południa i dyskutowałyśmy o życiu w oparach dymu, nie tylko tytoniowego. Kiedy nasi dziadkowie brali kredyty i wyprawiali dzieci do szkoły, my bawiliśmy się w dom, wynajmując wspólnie mieszkania i zastanawiając się co zrobimy z sobotnim wieczorem. Kiedy nasi dziadkowie martwili się, że ich dzieci wchodzą w dorosłość – my, naszym dzieciom zaczynaliśmy dopiero zmieniać pieluchy.

Przekonywano nas do wolnego życia, przekonywano, że możemy wszystko, przekonywano, że niczego nie musimy na „już”. Czasem tylko ktoś się wzdrygnął, że trzydzieści lat… powinnaś już urodzić, powinieneś nie mieszkać z matką.

Potem przyszła era korporacji, pracy w schemacie, kontaktów mailowo-telefoniczno-fejsbukowych i klops. Kto dziś potrafi podrywać? Kiedy zdarzyło się Wam zacząć z kimś rozmowę w autobusie, tramwaju, na ulicy? Gdzie się podziała nasza spontaniczność? Moi drodzy, zniknęła wraz z komputerami.

Komiks „Zwrotnik Panny” autorstwa Krzysztofa Gawronkiewicza i Michała Kalickiego ze stajni Timof Comics, to studium współczesnych singli na podstawie scenek z życia kobiety. Boleśnie i dotkliwie pokazuje schemat funkcjonowania samowystarczalnych singli w XXI wieku, którzy mogą sobie na wszystko pozwolić, mają tytuły jeden, dwa, trzy – ile wlezie (jesteśmy w końcu specjalistami od mnożenia nieskończonej ilości magistrów z niekoniecznie magisterską wiedzą), pracują, zarabiają, wydają… i są przerażeni. Tinder – ała. Jak go komentujecie (tak, tak – wy też, którzy korzystacie, myśląc, że nikt nie rozpoznaje was na zdjęciu)? Tinder i Badoo jako wylęgarnia desperatek lub panów, którzy liczą na szybki łup w wersji ze śniadaniem. A może po prostu ogłoszenia o lekkim zabarwieniu erotycznym? A te randki? Randki!

Autorzy zadają pytania o przeszłość i teraźniejszość. Mówią o przecinaniu sobie drogi, o szukaniu drugiej połowy: człowieka z naszego własnego żebra, skrojonego dla nas na miarę. Nie widzę prześmiewczości w mitologizacji ludzi dla siebie przeznaczonych – wyczuwam raczej tęsknotę za tradycyjnymi formami poznania, poznawania, nauki i przekraczania etapów, przełamywania własnych barier. Równocześnie mówiąc o tym, że schemat dziadków też nie do końca się sprawdzał – zmuszeni do schematycznego myślenia uważali, że

 

„Potem już tylko 'tak’ przy ołtarzu.

Staruszek ksiądz z uśmiechem wręcza obrączki.

Niby kluczyki do niebiańskiego rydwanu,

którym wyrusza się w dalszą wspólną podróż.”

Tyle, że w naszym świecie najpierw mamy zbyt duże wymagania, potem drastycznie spadają, potem rodzi się frustracja, a potem rozwód. Szczęścia i wytrwałości tym, którzy wiedzieli co i z kim robią.

Ciężko powiedzieć, że nie ma szczęśliwych ludzi i małżeństw – są, ale nie możemy uciec od tematu wyjeżdżania na samotne wakacje, tak jak bohaterka komiksu. Uważa, że jedzie tam po coś lepszego dla siebie. Czyli po partnera. Obserwuje takiego, który może by się nadawał. Nie rozmawia z nim, ale ocenia, ma o nim wyobrażenie, myśli. Już go rozgrzesza, już analizuje co lepsze: hobby czy alkohol, a może abstynencja? Jest zaradny (jak chciał tato) czy to pozory? Nikt nie zadaje sobie trudu, aby to sprawdzić. Próbuje, przysuwa swój ręcznik, być może ściąga wzrokiem, pręży się. Finalnie odprowadza samą siebie, tą samą trasą do pensjonatu. Pojechała, bo miała nadzieję na coś lepszego dla siebie.

Ilustracje nie trafiają zupełnie w mój gust (zaznaczam: mój). Są chaotyczne, wyprzedzają treść, co wprowadza konsternację i niepotrzebne, chwilowe zawieszenie. Kadry bywają na siłę artystyczne, po to by za chwilę porazić nas dosłownością. Czasem są rysowanym zbyt prędko rysunkiem w zeszycie do matematyki, czasem silą się na kunszt. To wszystko za blade, nie przekonujące, jakby niedopracowane. Na pewno jednak przyprawia o smutek, co potęguje i tak dramatyczny odbiór historii.

Trzeba przyznać, że wydany jest pięknie. Już kolor okładki zachęca, do tego niecodzienny dla komiksu format, twarda, „książkowa” oprawa, połyskujący, srebrny tytuł. Piękna!

Tekst natomiast jest świetny. Scenariusz nie przegadany, subtelny. Nie ma tu moralizatorskiego tonu, zjadliwości, ani opinii, a jednak robi nam się smutno. Czasem wystarcza jedno zdanie, a my wiemy. A historia płynie, czasem bez zerknięcia na obraz, a to jednak traci bilans wzajemnego dopełnienia.

Przejrzyjmy się w lustrze. Popatrzmy co z nas zostaje za zamkniętymi drzwiami mieszkań kupionych na kredyt. Czy samotność przygniata? Czy my ją wybraliśmy? A może ściągnęliśmy ją na siebie… Ten komiks może być dla was przygniatająco osobisty, może przypomnieć wam o koleżance czy koledze, którego znacie; może też sprawić, że pod uśmiechem osoby, która opowiada o cudownym, samotnym (z wyboru oczywiście!) pobycie w Dubaju – znajdziecie coś więcej…