Udusiłam się tą książką, jak tylko można się udusić literaturą. Złapała mnie w koszmarny kokon takiej ilości tragedii i smutku, że niemal nierealny w istnieniu razem. (jeszcze większą zgrozę odczuwam, zdając sobie sprawę, że może być gorzej). Stałam się Żydówką, wnuczką swojego dziadka z Alzheimerem, synem swojej matki, umierającej na raka, siostrzeńcem swojej ciotki lesbijki, również Żydówki; stałem się oglądającym tatuaże z Auschwitz, stałem się wnukiem mojej babci – samobójczyni; stałem się młodocianym dilerem, stałem się rozbójnikiem nie panującym nad agresją, stałem się dzieckiem, które chce być dorosłym, ale jednak chce być też dzieckiem; stałam się chłopcem wchodzącym w okres dojrzewania, który patrzył na matkę w szpitalnym łóżku, stałam się chłopcem, który zadaje pytania, chłopcem, który nie rozumie odpowiedzi. Stałam się chłopcem, który rozmawia z duchami i stałam się mną, przywołującą swoje własne duchy.
Są takie pozycje, które mnie ogarniają, bo uderzają w tony, o których wolę nie myśleć, do których nie chcę wracać, które zakopałam wraz z przeszłością, która się przecież już wydarzyła i wara jej od teraźniejszości. „Duchy Jeremiego” są napisane z perspektywy nastoletniego chłopca, gówniarza po prostu, który trafił do centrum rodzinnych tajemnic. Nie dajcie się zwieść pełnym humoru i prostoty językiem małego cwaniaczka. Przez kilka stron pozwoli Wam na miękkie lądowanie, ale pod natłokiem piętrzących się problemów i każdego kolejnego pytania materac będzie się zmieniał w beton z rozsypanym szkłem. Jeśli dodatkowo jesteście naznaczeni własnymi duchami, bądźcie gotowi na wspomnienia i wasze duchy, które zapukają do okien, będą pukać coraz mocniej, z każdą przebrniętą stroną. Ta książka jest jak magma, w której się topisz. Niby nie wiesz, kiedy skończyłeś czytać, ale ciężar, który w Tobie pozostaje zdaje się być nadal na 10 stronie. Coś okropnego.
Jeremi przypomniał mi o pragnieniu bycia dzieckiem. Przygnieciony niezrozumiałymi opowieściami, idący ręka w rękę ze śmiercią nadal chciał być dzieckiem. Nadal chciał, aby mama położyła mu rękę na oczy, aby mógł ją łaskotać swoimi rzęsami… tylko jakoś tak głupio się do tego przyznać. Do tego przytulania też jakoś tak…. nie na miejscu.
Rient nie jest ckliwy, nie jest tani. Nie łapie Cię na bezradność. Nie. On chwyta za mordę, patrzy prosto w oczy i zadaje kolejne pytanie. Pokazuje kolejną ścieżkę. Wyflacza.
Nie czekajcie na łatwą literaturę. Nie myślcie sobie, że przeczytacie i odłożycie na regał. Nie.
Więc jeśli mogę doradzić, jeśli mogę zasugerować. Nie pozwólcie sobie na to, aby ta książka was ominęła. Nie pozwólcie sobie na to, aby nie poznać Jeremiego i jego rodziny. Nie zapominajcie, że to nie fantastyka. To nie troll i nie ogr. To człowiek.