dwanaście srok za ogon. wzięte w cudzysłów.

Wygrałam bon na książki. Do wykorzystania w Revolutionibus na Brackiej w Krakowie. Miło. Bez konkretnego planu zakupowego pofrunęłam po pracy do księgarni i zaczęłam kręcić się bez składu i ładu między regałami. Dość zabawnie musiało wyglądać takie bieganie raz na biografie, a to na sztukę, bo może jakiś album, ale zobaczyłam tomisko Olgi Tokarczuk, a że podobno wypadałoby mieć, to zgarnęłam i nieco skonsternowana zaczęłam rozglądać się wokół. Pomysłu nie było, a to zaskakujące, bo przecież zawsze jest książka, którą chciałabym przeczytać. Zobaczyłam znak Czarnego. Umówmy się – gwarant sensownej prozy. A potem przepiękną okładkę z nieco rozwrzeszczanym, jak odczytuję, ptaszyskiem. Uwielbiam ją. Zawartość uwielbiam jeszcze mocniej.

Zakończenie czytelniczego roku ze Stanisławem Łubieńskim dało mi ogromny spokój i jakieś poczucie lekkości. Oto, nieco ode mnie starszy ukrainista i kulturoznawca, birdwacher (czy jak tam inaczej zwał ptasich freaków;) napisał fantastyczny przewodnik po polskich gatunkach ptaków, ich zwyczajach i miejscach przebywania okraszony pamiętnikiem nastolatka, ptasiarza amatora, obserwatora ornitologów, mieszkańca Polski. W tej niewielkiej książeczce był uczestnikiem, bohaterem, powieściopisarzem, eseistą, reportażystą i czort wie kim jeszcze.

Nie mam bladego pojęcia o większości ptaków, o których pisał, mimo, że są pospolite, bywają często spotykane i nie powinny stanowić dla mnie takiej zagadki (większość nazw sprawdzałam z wujkiem Google).

Brutalnie uświadomiłam sobie jak wiele tracę biegając z nosem w chodniku, a nie w niebie. I jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało Stanisław Łubieński wielu z nas da tą książką po nosie, bo podejrzewam, że statystycznie większość z nas szybciej zwróci uwagę na nowy samochód sąsiada niż na polującego w centrum miasta drapieżnika.

Mieszkamy w pięknym kraju. O tym jestem przekonana, ale ornitologia czy ptasiarstwo, to po prostu kolejny jej element, który może wypadałoby poznać choć troszkę dokładniej? Może przypomnę sobie jak siedziałam na krześle dziadzia i kukałam przez okno na dzięcioły, jak zawieszałam słoninę dla sikorek. Wtedy znałam więcej nazw ptaków niż teraz. Teraz to znam głównie jeden gatunek: obsraluch krakowski, zwany potocznie gołębiem. (moja niechęć do gołębi krakowskich jest podyktowana zamieszkaniem w tym mieście i stwierdzeniem, że niewiele mają wspólnego z tymi uroczymi ptaszkami siadającymi mi na głowie, kiedy mając lat 5 karmiłam je z ręki na krakowskim rynku, ziarenkami kupionymi od pana na składanym stołeczku za okrągłą złotówkę). „Dwanaście srok za ogon” to próba pokazania jak wiele środowisk niszczymy, chociażby przez wprowadzenie kosiarek. Między źdźbłami trawy są też równo skoszone gniazda.

Stanisław Łubieński uskutecznia też tematyczną żonglerkę. W książce jest miejsce dla ojców ornitologii, „wojnie” ornitolog vs. amator; wstawka o Chełmońskim i wyznanie związane z kradzieżą.

5.11

Staszek przysłał mi film z przechadzającą się po mieszkaniu słonką. Wygląda zupełnie jak kiwi. Małe, pękate stworzenie na krótkich nogach i z długim dziobem. Staszek znalazł ją w okolicach placu Unii Lubelskiej, przetrzymał przez noc i oddał do Ptasiego Azylu w warszawskim zoo. Ptak leciał na zimowisko i grzmotnął w szybę jakiegoś budynku. Na filmie nie wygląda na bardzo potłuczonego. Może za kilka dni nabierze sił i odleci? Słonka to przedziwny ptak, jej dziób to wrażliwa sonda, która służy do wyszukiwania w ziemi bezkręgowców. W dotyku jest zaskakująco miękki. Słonka słabo widzi to, co dzieje się poza nią – jej wielkie, wypukłe oczy osadzone są po bokach głowy. Taka budowa ma swoje zalety. Słonka ma szerokie pole widzenia i nie daje się łatwo zaskoczyć drapieżnikom. Szyby przed sobą widocznie nie zauważyła.”

Uroczyście oświadczam, że jestem fanką słonki. Podoba mi się. Chciałabym jeszcze sprawdzić czy naprawdę jest taka mięciutka. Dajcie znać, jeśli któreś z was ją spotka.

Nie stracicie ani minuty, czytając „Dwanaście srok za ogon”. Dowiecie się całej masy rzeczy, o których nie przyszło Wam do głowy nawet myśleć. Książkę o przyrodzie będziecie czytać jak pamiętnik, reportaż a może esej – poczytnego autora. Napisana lekko, przyjemnie i z wielkim smakiem, a przede wszystkim wrażliwością i rozbrajającą momentami szczerością autora. Gratuluję.