„Wszyscy ludzie rodzą się równi i całe życie walczą przeciwko temu.” Benjamin Franklin
Urodziłam się kobietą. Byłam małą dziewczynką z długimi włosami i grzywką, a mój tato lubił kiedy wyglądałam jak księżniczka. Dlatego, kiedy byłam ubrana w różową sukienkę z dzwoneczkiem ukrytym między falbankami i w biały kapelusz, szedł obok dumny, trzymając mnie za rękę. Mogłam też obijać kolana,wieszać się na trzepaku i grać w piłkę. Nigdy nie mówiono mi, że nie dam rady. Stawiano mi poprzeczkę wysoko, żebym sama zrozumiała, że granice są tylko w lenistwie, albo stawiane w mojej głowie.
W mojej rodzinie kobiety są dumne, mądre, silne i piękne. Moja babcia być może byłaby najlepszą na świecie akordeonistką. Być może biegałaby na Olimpiadzie, ale nie pozwolono jej na realizację marzeń. Została „przy domu”, „przy polu”. Ale i z tego uczyniła mistrzostwo: smaku kuchni, zacerowanych skarpet, czystości w domu, gospodarności, wychowania swoich dzieci na dobrych ludzi. Mistrzostwo.
Za to moja druga babcia była nauczycielką biologii, dyrektorem szkoły. Rządziła, a pewnie! Mogła.
Mojej mamie mówiono: zostań krawcową. Została dentystką i od lat cieszy się swoją pracą, poświęca się jej i dla mnie już na zawsze pozostanie wzorem podejścia do pacjenta, pracowitości i szlachetności. Kiedy zaczynała pracę ludzi mówili: „Tako chuda a dobrze zęby rwie!”. Bo może, bo chce, bo potrafi.
Urodziłam córkę. Jestem dumną matką dziewczynki, która nie zna pojęć: „chłopackie” i „dziewczyńskie”. Lubi koszulki z czaszkami i sukienki w kwiatki. Podobają jej się motocykle i aniołki z Lanckorony z rumianymi buźkami. Słucha The Ramones i Georga Michaela. Czy myślicie, że ona czegoś nie będzie w stanie osiągnąć?
Wychowały mnie silne kobiety i niekoniecznie silni mężczyźni. Żyję jednak w kraju, w którym niekoniecznie silny mężczyzna jest wart więcej niż wyjątkowo silna kobieta. Żyję w kraju, w którym tylko pięknie mówi się o wolności; głośno krzyczy się o równości z ekranów.
A statystyki są jasne. Klarowne. Przerażające.
Wydawnictwo Wytwórnia wydało jedną z najbardziej przejmujących książek, z którymi się zetknęłam.
Joanna Olech (tekst) i Edgar Bąk (projekt graficzny) są odpowiedzialni za tę pozycję. Są odpowiedzialni za ten mocny przekaz dla dzieci i strzał w pysk (tak!) dla rodziców.
Egalimisie to kolorowa ilustracja Polski i jej mieszkańców. Egaliterra to świat, w którym niebieskie misie pięknie mówią o równości – ze swoich mównic, kanap, samochodów, ekranów, zza biurek – słuchają tego różowe misie, które nie chcą już słuchać, chcą czuć. Bo teraz nie czują się wcale równe. Ich droga kariery jest trudniejsza, mimo że są wykształcone, wykonują ponad 70% prac domowych, z dziećmi na rękach. Zarabiają mniej – te różowe misie – niż misie niebieskie na tych samych stanowiskach.
Brzmi znajomo? Widzicie te różowe misie pod czarnymi parasolkami?
Pokażcie Egaliterrę waszym dzieciom. Zapytajcie czym jest równość. Wytłumaczcie czym być powinna.
Przeczytajcie sami. Jak się teraz czujemy? My – dorośli w tym nierównym świecie?