„O moim kraju ludzie wiedzą niewiele lub go nie doceniają, często ma złą prasę i na ekranach telewizorów pojawia się tylko wtedy, gdy mowa o wojnie lub okupacji. Żyję w Izraelu – znam go od środka i na co dzień – zależało mi więc na zarysowaniu mniej sztucznego, a bardziej sprawiedliwego obrazu tego państwa pełnego sprzeczności, w którym wiele pytań oczekuje na odpowiedzi. Obrazu bardziej złożonego i emocjonalnego, bardziej zróżnicowanego i ludzkiego. Patrzę krytycznie, ale i z miłością na ziemię, na której po raz pierwszy postawiłem nogę w lipcu 1969 roku, kiedy Neil Armstrong stawiał stopę na Księżycu. Każdy ma swoją gwiazdę. Moja gwiazda jest żydowska, laicka, syjonistyczna i otwarta na świat.” – pisze we wstępie autor komiksu „Falafel na ostro” Michel Kichka, sierpień 2019, Jerozolima
Wydawnictwo Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK po raz drugi wydaje komiks Kichki – belgijskiego Żyda polskiego pochodzenia, który osiadł w Izraelu. Ten komiksiarz i karykaturzysta, wykładowca i spec od rysunku politycznego kolejny raz zabiera nas w autobiograficzną opowieść. Nadal znajdujemy ślady Zagłady, którymi cały naród żydowski jest przesiąknięty, zwłaszcza ci, którzy stracili niemal całe rodziny w niemieckim szale eksterminacji. Tym razem znajdujemy jednak coś bardziej optymistycznego, mimo że usianego konfliktami i walką. Znajdujemy młodość: wszędzie podobną, wszędzie targaną tymi samymi emocjami i ideałami. Poznajemy kraj wraz z Kichką. Poznajemy Izrael, którego być może nie znamy. Dostajemy też ogromną dawkę wiedzy i ciekawostek, które są świetnym punktem wyjścia do dalszych poszukiwań. Nie dajcie się jednak zwieść: pod przykrywką niezwykle intensywnych kolorów, soczystych jak pomarańcze – kryje się walka o poglądy, wolność, tożsamość, miejsce i pamięć. Kichka przyprósza humorem i gagami historię, która nie jest wesoła, ale uczestniczą w niej ludzie – tacy jak my.
Lato 1969 roku. W lipcu tego roku w Polsce hucznie świętuje się obchody 25-lecia Polski Ludowej, a w Żelazowej Woli zostaje odsłonięty pomnik Fryderyka Chopina. Bije się też sportowe rekordy, jak ten, który ustanawia Elżbieta Katolik w biegu na 400 m (rekord Polski, czas: 54.3). Na świecie jak zawsze sporo wydarzeń: w Kanadzie język francuski staje się językiem urzędowym obok języka angielskiego, Tu-144 przekracza prędkość 2 machów (jako pierwszy samolot komercyjny), a na Księżycu pojawia się Neil Armstrong i stawia „mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”. On na Księżycu, a autor komiksu w Izraelu. Zaczynamy zatem obserwację.
Muszę przyznać, że komiks mnie zassał. Nie wiem czy to dlatego, że ciągle zastanawiam się jakie mam korzenie i czy aby na pewno wiem wszystko… czy może dlatego, że Izrael od lat mnie przyciąga z bliżej nieokreślonego powodu, na pewno nie religijnego. Zwyczajnie: to świetna narracja, z przyjemnymi wizualnie planszami (mimo, że nie w mojej estetyce), ze świetnym i smacznym żartem i sensownymi dialogami, które nie sugerują sztuczności, nie wydają się być wymuszone. Jest w tym komiksie coś z pamiętnika wrażliwego chłopaka, który zwyczajnie opowiada swoje życie, z tęsknotą i wzruszeniem wracając do czasu przeżywania pierwszego fellatio na wieży ciśnień, mieszkania niemalże w baraku, decyzji o wyjeździe do nieznanego kraju, odbywając swoją aliję*. Kichka opowiadając o swoim życiu w Izraelu, nakreślając jego historię, konflikty, wewnętrzne wykluczenia, wchodzenie – jakby ponowne – w ojcowiznę opowiada też o rzeczach i kwestiach uniwersalnych, ponadczasowych i ponadgranicznych – opowiada o pierwszych decyzjach i o tym, jakie odciskają piętno czy ślad w przyszłości; o pierwszej miłostce, ale i prawdziwej miłości; o dojrzałości związanej z posiadaniem rodziny, dzieci, żony, ale też o pozostawaniu wiernym młodzieńczym ideałom. Autor serwuje nam też podwójne wykluczenie – naród żydowski naznaczony horrendalnie przez lata, zwłaszcza przez okres II Wojny Światowej, śmiercią, ucieczką, lękiem i stratą, poczuciem wykluczenia ze świata oraz wykluczenie wolnomyślicieli, bojowników – pacyfistów. Wykluczenie jego samego. Sam pisze o sobie, że jest wolny, otwarty, lewicuje, nie wierzy, ale jest Żydem. Z takim samym poszanowaniem opowiada o religijności (nawet, jeśli puszcza oczko do pewnych wytycznych czy zakazów i nakazów), ale też podkreśla, że jest obywatelem świata, przyjacielem wrogów, przyjacielem innych ludzi.
Kichka nie stroni od obrazowania mieszkańców Izraela ludzko i bez koloryzowania. Znamienne są tu wstawki o kradzieży (państwo jak każde inne – tam też kradną), zapachach spod pachy w komunikacji miejskiej, omówieniu ubioru, a zatem też jego asymilowania z tymi, którzy przebywają tam dłużej. Podkreśla, że niejednokrotnie wyśmiewano jego nazwisko, sugerując hebraizację (choćby dla komfortu dzieci!) czy próby zwracania uwagi wychowawczyni w przedszkolu (skąd syn może znać przekleństwa po hebrajsku, skoro w domu rozmawia się z nim tylko po francusku?;). Ze wszystkich opowieści wychyla się piękne przesłanie o tym, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Każde granice i szerokości geograficzne rządzą się swoimi prawami, różni nas kolor włosów, skóry, religia, tradycje, polityka, historia, ale sam człowiek? Taki sam.
Pozwólmy też Kichce, aby nas czegoś nauczył.
„Odrodzenie się języka hebrajskiego to wyjątkowy przypadek w historii. Trzeba było wieków, żeby łacina przekształciła się we francuski. Hebrajski był językiem świętym, nieużywanym, językiem tory i modlitwy. Przez ponad dwa tysiące lat pozostawał martwy.”
„25 września 1982
Cała izraelska lewica zgromadziła się na Placu królów Izraela w Tel Awiwie, żeby manifestować przeciwko wojnie w Libanie, żądać dymisji Begina i szarona oraz stworzenia komisji śledczej do zbadania odpowiedzialności za masakrę w Sabrze i Szatili, dwóch palestyńskich obozach dla uchodźców na południu Libanu, której dokonali żołnierze z chrześcijańskiej falangi libańskiej. Tłum demonstruje przeciwko wydarzeniom wojennym, w które Szaron wciągnął Begina i cały kraj. To wojna, na którą nie wiadomo dlaczego są wysyłani nasi żołnierze. Wojna, która się wietnamizuje i w której ugrzęźliśmy.”
Na próżno szukać tutaj zadęcia. To co ważne, bolesne, traumatyzujące kolejne pokolenia, niezrozumiałe czy kąsające ludzi myślących to warstwa niechlujnie (zapewne z pełną premedytacją) ukryta za pełną humoru opowieścią o rodzinie i przyjaciołach; o nauce, marzeniach i planach, o miłości do ziemi irracjonalnej nawet dla niektórych mieszkańców; o potrzebie działania dla dobra wspólnoty, o wspólnocie jako takiej. To jak album ze zdjęciami: dziecko na pierwszym balu przebierańców, syn w wojsku robiący ojcu rogi, piknik w maskach gazowych gdzieś pod miastem…
Jedno, co mnie niepokoi, to to, że Kichka pisze już o swojej łysej głowie… pisze o starości, pisze o zmianach, ale… jeśli się wczytać, to zastanawiam się czy zmiany faktycznie nastąpiły…
Bawcie się dobrze i uczcie się wiele. Kiedy dotrzecie do wytłumaczenia koszerności lub rodzajów jarmułek… ja śmieje się nadal. Doskonałe!
*dosł. wstąpienie.żydowska imigracja do Palestyny, a po 1948 roku do współczesnego państwa Izrael; tak Żydzi określają 'powrót do ojczyzny swoich ojców’