Wzruszyłam się. Niby nic nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę że mam tendencję. To się wzruszę na filmie, to mi muzyka na koncercie łzę wyciśnie, to mnie książka poruszy. I tak ciągle te łzy wycieram, taka jestem płaczka. Koloryzuję nieco, bo to już nie te czasy, kiedy burza hormonów obezwładniała mój osąd. Teraz nieco trudniej mnie przekonać, teraz nieco trudniej mi uwierzyć, choć nadal beczę ze szczęścia, kiedy ktoś odniesie sukces, a ja kibicowałam, albo kiedy widzę staruszków trzymających się za ręce, spacerujących po Plantach, w stronę Wawelu. Drgnęły mi jakieś struny w serduchu, kiedy czytałam „Gdzie jest noc” Agnieszki Wolny-Hamkało („Nikt nas nie upomni”, „Lato Adeli”) z ilustracjami (zaskakującymi!) Marii Ekier. Szczerze? Sama nie wiem dlaczego.
Madonno moja w grzechu poczęta,
to nie są winy, którym łez brak.
Noc jak zwierzę zatulone w strach,
noc, która zawsze pamięta.
K.K. Baczyński „Noc” (fragment)
Laureatka tegorocznej nagrody Polskiej Sekcji IBBY dla najlepszej książki „Lato Adeli” – Agnieszka Wolny-Hamkało znów szuka w nieoczywistym. Początkowo wydaje się, że będzie to poszukiwanie mrocznych miejsc i cienia, fragmentów świata, który pozostaje poza zasięgiem słońca, promieni, ciepła czy światła. Te wszystkie schowane elementy. Noc schowana pod liśćmi, śpiąca pod piaskownicą; noc zapadająca się w studni czy spacerująca po dnie – wszystko mogłoby się zgadzać, gdyby nie to niepokojące wtrącenie o liczeniu mostom żeber. Przecież mosty wcale nie są pochowane, żebra często widoczne, więc niby o co chodzi z tą liczącą nocą? Potem noc podnosi monety – mogłaby sobie darować, skoro ja też znajduję i też podnoszę. Czasem dmucham i chucham na szczęście, a czasem przydeptuję. Choć mój dziadziu zawsze wszystko psuje, bo mówi, że szczęście to jest tylko i wyłącznie wtedy, kiedy leży orzełkiem do góry. No i po radości.
Autorka przeprowadza nas przez luźne skojarzenia z nocą. W moim odczuciu ta niewinność ciemnych miejsc wyrażona zupełnie wprost przeradza się w lęki. Czy to liczenie żeber mostom nie jest przypadkiem skojarzeniem z mroczną myślą samobójcy, stojącego na skraju mostu i samego siebie? A to wylizywanie tubek z maścią to nie zapowiedź bólu i choroby? A ten nieudany rysunek, to może przeszkody, na które trafiamy w życiu i nijak nie możemy ich zobaczyć w jasnych, tęczowych, pełnych optymizmu kolorach, a jedynie jako wielkie przekreślenie czarną krechą?
„Policyjny patrol wozi ją za darmo
w schowku z bronią palną.”
– pisze autorka, a mnie przebiega dreszcz niepokoju, bo widzę tylko śmierć i mroczne zakamarki ulic.
Tylko pozornie ta opowieść wydaje się „o niczym”, bo może spersonifikowana noc, jak w przywołanym wierszu Baczyńskiego, oddaje się zwykłym czynnościom, przemierza świat, tak jak robi to od początku świata. Może to metafora nas samych – czasem dostrzegamy najmniejsze, najpiękniejsze rzeczy nawet w mroku, a dla nocy przecież mrok nie jest przeszkodą – cała jest taka czarna. Może to zwykła zabawa dla dzieci, kiedy czytając z latoroślą przyklejoną do ramienia możesz zapytać: a Ty, jak myślisz? Gdzie jeszcze jest noc?
Rytm tego poematu/opowieści/wyliczanki jest taki jak moje skojarzenia z nocą. Przyspieszone bicie serca, pewien niepokój miesza się z poczuciem tajemniczości o byciu „pod osłoną”. Noc jest schowkiem i ucieczką, doskonałą kryjówką, ale też pewną niebezpieczną złudą, bo poza mną w mroku mogą chować się wszyscy inni, też ci źli. Noc przywołuje wilgoć pocałunków i spocone tańcem ciała, budzi wspomnienia o kąpielach w morzu na golasa albo pierwsze romantyczne spacery. Noc to też strachy pochowane w szufladach, pudełkach, strychach i piwnicach; potwory, które rodzą się z wiszącego płaszcza dziadka, podomki babci i kapelusza mamy. Noce bywają rozświetlone ulicznymi latarniami, ale bywają nieprzeniknione obrazem, rozdarte tylko dźwiękiem – tym bardziej niepokojącym. Noce są przedziwne, skrajne i pociągające. Noce są intymne – tekst autorki jest na wskroś intymny, choć ciężko ci go wyłapać i wskazać palcem w tekście. Ty, czytelniku, tylko to czujesz.
W całym rozgardiaszu słów, w wyliczance kolejnych miejsc i czynności chowa się tytułowa noc. Ale poza tym na stronach są jeszcze ilustracje Ekier. Motywem przewodnim wydaje się wielki księżyc w pełni. Troszkę nieregularny, niby podobny do tego, który widzimy na niebie usianym gwiazdami, a jednak imitujący tę znalezioną przypadkiem na chodniku monetę, czasem we własnej osobie występuje w tej ostatniej filmowej scenie zawieszony pomiędzy kochankami, którzy szczęśliwie już za kilka sekund połączą się w miłosnym uścisku. Może jest guzikiem, który awaryjnie dynda na podszewce płaszcza zimowego, a może jest kolorem rybiej łuski, albo okiem ryby głębinowej, która widzi mimo wszechogarniających ciemności? Ilustracja, w której księżyc staje się tarczą zegara ze wskazaną północą jest tak obłędna, że chętnie oprawiłabym ją i powiesiła na ścianie. Ale w ilustracjach Marii Ekier znajdziemy nie tylko zręczne pociągnięcia pędzla, ale też pomięty papier, który układa się w malowniczych przestrzeniach. Obrazy czasem korespondują z tekstem, co sprawia, że moglibyśmy śmiało powiedzieć, że to książka ilustrowana, czasem jednak sprawiają wrażenie nieco oderwanych, uciekających, rozpychających się, aby znaleźć swoją drogą do nocy. Warto też dodać, że nie tylko Maria Ekier jest ilustratorką, bowiem ostatnia strona zilustrowana jest przez Maję – i jest to chaos w czystej postaci, jakże jednak trafiony.
Poszukajcie zatem nocy-Nocy, nadajcie jej imiona, kształty, emocje. I zadajcie sobie bardzo proste pytanie: gdzie jest noc?