Jestem Życie, Jestem Śmierć

– Ale zaraz, ty jesteś Śmierć! Tak?
– TAK, ISTOTNIE.
– Jestem twoim fanem! Zawsze chciałem cię poznać, wiesz?

Terry Pratchett, „Złodziej czasu”

Przyjęło się ochraniać dzieci przed złem tego świata. Nie chcemy, aby zbyt szybko poznawały czym jest przemoc, prześladowanie, wykluczenie, ale też śmierć. Często twierdzimy, że dzieci nie muszą uczestniczyć w odchodzeniu bliskich. Nie rozmawiamy też o śmierci w sposób naturalny. Chowamy ją za przesiąkniętymi przypowiastkami religijnymi frazesami o patrzeniu na nas z góry, bujaniu się na chmurce, pójściu do lepszego świata. Niewielu z nas przechodzi do głowy zwykłe słowo „odejść” lub „zniknąć”, a nawet „zakończyć życie”. Wydaje nam się, że dodanie wątku magicznego jest najlepszym sposobem na oswojenie dziecka z pojęciem śmierci, jeśli w ogóle do takiej rozmowy dochodzi. Dużo łatwiej jest nam przemilczeć ten „problem”. Jest to oczywiście temat złożony, a nie do każdego dziecka – jak wiemy – będziemy mogli mówić tak samo, używając tych samych argumentów czy przykładów. Stworzenie i wydanie książek „Jestem Życie” i „Jestem Śmierć” (koniecznie trzeba nabyć i czytać w duecie!) uważam za niezwykłą pomoc dla zagubionych rodziców, rodzaj przygotowania do rozmowy i opowieści, która pozwala spojrzeć holistycznie na nasze życie, którego śmierć jest po prostu elementem. Stałym i niemożliwym do oddzielenia.

Rozpoczęłam czytanie od „Jestem Życie” i mam wrażenie, że jest to odpowiednia kolejność. Choćby dlatego, że to właśnie ono rozpoczyna naszą wędrówkę. Nasze Życie z ilustracji jest bliżej nieokreślonym bytem w kolorze pomarańczy, czerwieni i żółci. Swobodnie spaceruje po całej planecie i nie ma dla niego żadnych przeszkód. Nikogo nie faworyzuje, od nikogo nie ucieka. Z każdym żyjącym na Ziemi elementem jest dokładnie tyle ile jest to potrzebne. Wskazuje wprost, że nie ma życia lepszego i gorszego, choćby z tytułu czasu jego trwania. Życie opowiada o swojej pracy czy misji w sposób niezwykle czuły i drobiazgowy – nie faworyzuje człowieka, jako najważniejszego gatunku, który oddycha i ma moc sprawczą. Kiedy mówi:

„Trzymam dłoń

na rosnących brzuchach

wszystkich mam.”

na ilustracji widzimy wielką niedźwiedzicę z ogromnym brzuchem, w którym najpewniej mości się mały niedźwiadek, mający niebawem przyjść na świat. Spróbujcie znaleźć na tej ilustracji dużo więcej…

Życie, poza oczywistą opowieścią o witalności, posiadaniu ciała, które pozwala patrzeć, czuć i obserwować; poza towarzyszeniem wszystkim istotą w ich własnym życiu porusza też inne tematy, o których trudno nam rozmawiać z dziećmi. Znajdziecie tam planszę, na której w pewnym pokoju, tuż pod oknem, jakby schowana przed światem, siedzi dziewczyna (dziewczynka?). Zasłania swoje oczy. Nie chce niczego widzieć. Może też wolałaby nie słyszeć? Towarzyszy jej kot, moszczący się między roślinami, w pewnej odległości od naszej bohaterki. Jedna para butów – równie samotna, co dziewczynka stoi pod ścianą, obok miski z wodą. Maski na ścianach są zdziwione, choć można je wielorako interpretować. Przez otwarte drzwi zagląda ciekawe Życie.

„Wielu zastanawia się

jaki jest sens

mojego istnienia.

Niektórzy skaczą ze spadochronem,

by poczuć, jak krew buzuje

na dowód, że jestem.

Inni tak bardzo boją się

mnie spotkać,

że chowają się w kącie.”

Ogromne wrażenie zrobiła na mnie ta rozkładówka, choć próżno szukać takiej, która byłaby dla czytelnika obojętna. W tomie „Jestem Życie” pojawia się już Śmierć. Życie mówi z pełnym przekonaniem, że przecież ten świat zamieszkuje tak samo ono, jak i Śmierć. Zawsze razem.

I to jest najwspanialsze przesłanie tej książki. Jedna moneta, dwie strony… tej samej monety. Nie innej, nie oddzielonej, nie inaczej opowiedzianej, wykonanej inną ręką. Właśnie tej. I choć mamy przed sobą dwie książki, bo inne jest Życie, a inna jest Śmierć i inne role dla nich wymyślono, to dopiero przeczytane razem dają pełny obraz. Dają całość.

Tak naprawdę tutaj mogłabym zacytować scenarzystów „Króla Lwa”, którzy genialnie opowiadali o kręgu życia i tych niezwykłych, a jednak bazalnych zależnościach i relacjach między gatunkami. Tak jak my stanowimy integralną część świata, tak wszystko co nas otacza jest nią również. Wkracza na scenę Śmierć. Ona też jest ciągle obecna, ale przychodzi do nas w momencie, kiedy opuszcza nas Życie. To pewna wymiana, ale to też pokazuje, że nigdy nie jesteśmy sami. W książce Elisabeth Helland Larsen z ilustracjami Marine Schneider Śmierć nie pozostawia wątpliwości: przychodzi do każdego niezależnie od jego wieku, pochodzenia, czasem do wielu ludzi w tym samym momencie. To najmądrzejszy przekaz. Czasem przychodzi do dziecka, które nie opuściło jeszcze brzucha matki; czasem do tego, które jest w wieku dziecka, z którym czytasz tę opowieść, czasem do rodzica. Śmierć mówi, że najczęściej przychodzi do tych, którzy wiele mają za sobą, a ich ciało pokryte jest zmarszczkami – które są pamiątką, wspomnieniem, mapą. Nigdy też nie wiadomo, kiedy przybędzie. Przeważnie zatem nie jesteśmy na nią przygotowani. Czy to ranek spowity jeszcze zaspaną mgłą czy piękny zachód słońca. Śmierć może pojawić się w każdym momencie dnia, pory roku. W każdym momencie czasu.Śmierć rozumie nasze pytania, obawy i lęk. Wie, że chcielibyśmy znać odpowiedź na pytanie, które przez całe życie jest dla nas zagadką: co dalej? Obiecuje, że w tym ostatecznym momencie na nie odpowie. Czy to nie pocieszające?

„Czasem spotykam 

tych o mięciutkich włosach

i ciepłych rączkach,

które mnie trzymają za ręce.

Tych, którzy bez mrugnięcia

patrzą mi w oczy,

gdy krok za krokiem

idziemy przed siebie.

Jedni pokazują mi z dumą,

jak potrafią gwizdać,

inni śmieją się i 

skaczą jak króliczki.

A tych, którzy nie chodzą

niosę sama,

tulę do piersi,

nucąc przy tym

najłagodniej, jak umiem.”

Ilustracje Marine Schneider, niezwykle utalentowanej belgijskiej artystki, działają na wielu płaszczyznach. Po części są zobrazowaniem tekstu i historii, co wydawałoby się pozycjonowałoby książki, jako ilustrowane. Dla mnie jednak stanowią klasyczny picturebook, który mógłby swobodnie istnieć bez tekstu – opowiadając kolejną historię. Polecam badanie ich detali i ukrytych znaczeń. Czy śmierć jedzie w jakimś kierunku czy zupełnie nie ma celu? Czy słoń mógł kochać trupę cyrkową czy był w niej nieszczęśliwy i Śmierć wydaje mu się najbardziej wyczekiwanym gościem? Dlaczego właśnie tam ilustratorka go umiejscowiła, a nie w jego naturalnym środowisku? Jak długi jest szalik, który wciąż robi na drutach starsza pani z kotem na kolanach? Czy to coś oznacza? Czy ślimak ma na skorupkę, muszlę? Co zdarza nam się znaleźć wśród mchu lub traw: zwykłą muszelkę czy ślimaczy dom? Czy życie zawsze jest widoczne? A może jego częścią jest również to, co pod ziemią czy głęboko w morskich wodach? Dlaczego w jednej łódce płynie Życie, a druga łódka jest pusta? Czy na kogoś czeka?

Dorosłemu czytelnikowi gwarantuję wzruszenie. Myślę, że pojawi się niezależnie od tego czy jesteśmy podatni na emocje czy nie. Temat przenikającego się Życia i Śmierci działa na nas wszystkich. Ta optymistyczna w wydźwięku opowieść, choć nie pozbawiona brutalnych momentów, jest przedstawiona jak najpiękniejszy sen, który możemy wyśnić. Oniryczne ilustracje Schneider wspaniale łagodzą trud tematu, a prosty język, którym posługują się Życie i Śmierć sprawia, że doskonale nadaje się do czytania już przedszkolakom. Ukłony dla autorki przekładu z języka norweskiego Katarzyny Tunkiel. Jestem pewna, że bez wrażliwej ręki tłumaczki ta opowieść nie byłaby tak doskonała.

Kultura Gniewu oddała polskim czytelnikom książki niezwykłe i wyjątkowe. Wykorzystajmy to jak najlepiej i jak najmądrzej.