Już zapowiedź tej książki wzbudzała moje wielkie emocje. Nie ukrywam, że działo się to za sprawą Marianny Sztymy, której działalność bardzo mnie interesuje, którą bardzo cenię.
Doczekałam się.
Wydawnictwo Albus dało życie i otworzyło dyskusję. Waldemar Kuligowski z wielką otwartością opisał świat. Nie szukał taniej sensacji, nie mędrkował, nie narzucał, nie szukał poklasku. Opowiedział o ludziach i mam wrażenie, że to jest w tej książce najpiękniejsze.
„W światopoglądzie wielu rdzennych ludów Ameryki krąg był symbolem doskonałości, życia i jedności. Z tego powodu niedorzeczny wydawał im się pogląd, że ludzka tożsamość płciowa może wyrażać się tylko na dwa sposoby, w dodatku skonfliktowane i opozycyjne względem siebie. Myślenie, że kobieta to osoba z waginą, a mężczyzna to osoba z penisem – a poza nimi jest szara strefa chorób, zboczeń albo chwilowych przebieranek – było im zupełnie obce.”
Kuligowski oprowadza nas po świecie, który nie jest czarno-biały, który wymyka się sztywnym podziałom, od których w jakiś sposób jesteśmy uzależnieni. Jak słusznie wskazuje, same nazwy pokazują jak się przenikamy, łączymy, jak pracują, mieszają się języki – dlaczego nie pozwolić na to choćby ubraniom? Czy dowolne łączenie elementów stroju, które z jakichś powodów określamy jako męskie lub żeńskie muszą być przypisane tylko do aktorów, maskarady czy przebieranek okazjonalnych? Po raz kolejny uderza mnie niebywała mądrość tych, którzy żyli setki lat wcześniej, którzy znali rytm natury i szanowali go; którzy wiedzieli, że nic nie jest jednoznaczne, a pewne jest tylko to, że wszyscy jesteśmy ze sobą powiązani i potrzebujemy się do życia, do harmonijnego życia.
Zresztą Waldemar Kuligowski tworzy niezwykłą opowieść o kulturach, które zamieszkują najróżniejsze miejsca na globie, we wszystkich szerokościach geograficznych. Pisze o przenikaniu się płci, o przekraczaniu barier pomiędzy wymuszonymi nazewnictwem światami; pisze o dobrych ludziach, o odwadze, marzeniach i o tym, że social media mają swoją jasną stronę w „walce” o bycie sobą. Omeggid, rae-rae, mahu, bakla…
Świat oferuje nam naprawdę dużo. Nie mieszcząc się w ramach, które wytworzyliśmy marginalizujemy pewne tematy, ludzi, zdarzenia… ale oni są, wszystko się dzieje, ma swoje miejsce. Warto to dostrzec. Warto otworzyć głowę. Z największą przyjemnością będę rozmawiać o tej książce z moją córką, z radością opowiem jej o ludziach, którzy odważają się być sobą – tak, przerażające że nadal nazywamy to odwagą. Dbam o to, aby moje dziecko widziało ludzi: nie ubranie, wykształcenie, płeć, kolor skóry, pochodzenie… człowieka. Każda książka, która pomaga mi w opowiedzeniu o pięknie różnorodności naszego ludzkiego świata jest dla mnie na wagę złota. Cieszę się, że uczę się ja, że przekazuję otwartość dalej. Za tę niezwykłą książkę jestem wdzięczna wszystkim, którzy nad nią pracowali.
___
Portrety, które stworzyła w książce Marianna Sztyma zawiesiłabym na ścianie. Są przepiękne! A kolory, ich ciepło, jakaś niezwykła energia, wigor, odrobina szaleństwa podkreśla opowieść autora, w której marzeniem może być… bycie Madonną. Pani Marianno, jest Pani niezwykłą artystką!
Marianna Sztyma za ilustracje i opracowanie graficzne książki Trzecia płeć świata Waldemara Kuligowskiego, Albus