O tym, dlaczego książka powstała dowiedziałam się po jej przeczytaniu. Dziękuję sobie, że nie przeczytałam o autorze nawet jednego zdania, że nie sięgałam do wywiadów, że nie dopisywałam ideologii, nie rozgrzeszałam, nie szukałam analogii, że nie David był bohaterem a Roy. Koniec.
Po pierwsze trochę mam gęsią skórkę. Odłożyłam książkę sekundę temu i nie wiem dlaczego stukam w klawiaturę od razu. Nie wiem czy przez emocje czy przez tą ogromną potrzebę opowiedzenia o czymś ważnym. Może po prostu chcę się pozbyć gęsiej skórki, zapachu ryb i chłodu Alaski, którego przecież nie znam, ale jakbym zanurzyła się w lodowatej wodzie jej rzek.
Nie jestem córką samobójcy. Jestem córką dentystki.
-Mamo, Ty wiesz, że największy odsetek samobójstw, jeśli chodzi o grupy zawodowe jest wśród dentystów?
– Wszyscy o tym mówią, a nikt takiego nie zna. – odpowiedziała.
(taka rozmowa z moją mamą, całkiem niedawna; w rękach trzymałam „Legendę o samobójstwie”)
Nie znam dentysty, który popełnił samobójstwo. Ale poznałam samobójcę z książki Vanna i od teraz już zawsze będzie dentystą, który popełnił samobójstwo. Oni istnieją, nawet, jeśli tylko w książce. Teraz jestem każdą z postaci pojawiającej się w rodzinnych meandrach i próbie ich odczarowania. Jestem matką, która nie potrafi tworzyć głębokich relacji, która tęskni, która walczy, która ulega krótkofalowym emocjom i tłumaczy zawiłości męskich zachowań na przykładzie wszystkich, zupełnie do siebie niepodobnych Jimów, Emmetów i Johnów. Jestem chłopcem, który nie rozumie, choć stara się ze wszystkich sił, choć analizuje łzy, choć słyszy szloch i pytania wypowiedziane w poduszkę. Jestem Royem, który włamuje się do własnego domu i dokonuje analizy przeoczonego kapturka antykoncepcyjnego i małego arsenału we własnej szafie. Jestem ojcem, który nigdy nie chciał być dentystą. Jestem ojcem wychowanym przez swoją żonę, który „chodził” i nie przestawał „chodzić” i chłonąć życia, aż doszedł do asystentki. Jestem ojcem, który patrzył na młodą kobietę u jego boku i ojcem, który spędzał z synem czas na bezludnej przestrzeni ziemi chłodnej i odludnej jak jego własna pustka. Jestem ojcem, który pociąga za spust. Choć Roy nadal w to nie wierzy. Nie wierzy, albo tylko trochę. Może wtedy, kiedy płacze, a może wtedy, kiedy jego relacje z ojcem kończą się na rozmowach z granitem, któremu nie trzeba już gotować spaghetti.
Opowiadania Vanna, na które składa się książka, to studium nad tym, co pozostaje. Próbą odpowiedzenia sobie na pytania, które odbijają się echem w głowach nadal żyjących. To opowieść o tym, że być może widzieliśmy nadchodzącą tragedię, nawet, jeśli byliśmy mali. To przerażająca, przewiercająca człowieka historia, trudna do zgryzienia, jak orzechy, które znajdywałam w warsztacie mojego dziadka z poprzedniego sezonu. To cień wszystkich rozmów, które przeprowadzałam z mniej lub bardziej bliskimi osobami o tym czy samobójca jest wielkim tchórzem czy najbardziej odważnym człowiekiem jakiego znamy. To ten szereg pytań: jak, po co, dlaczego. Czy to pokłosie udręki, nasza nieuwaga, wewnętrzny stan ducha, który był znany tylko tej jednej osobie. Jak, po co, dlaczego?
„Może bym się poddał, gdyby nie to, że był jedynym moim ojcem na całym świecie, marną pozostałością po wszystkich tych zalotnikach i potencjalnych zalotnikach. Działałem tym, co miałem.”
Piekna proza, której nie zabija stylistyka ani masa ozdobników. Bardzo mocne wejście na rynek Wydawnictwa Pauza.