„Inspiracją do napisania tej opowieści była historia Alana Kurdiego, trzyletniego syryjskiego uchodźcy, który we wrześniu 2015 roku utonął w Morzu Śródziemnym w drodze do bezpiecznej Europy. W ciągu roku po śmierci Alana podczas takiej przeprawy utonęło lub zaginęło 4176 osób.
Dedykuję tę książkę tysiącom uchodźców, którzy zginęli na morzu, uciekając przed wojną i prześladowaniami.”
Te zdania znajdziemy na końcu książki „Modlitwa od morza” Khaled Hosseini z ilustracjami Dana Williamsa z Wydawnictwo Albatros.
Kiedy znalazłam tę książkę w Książkoteka byłam naprawdę zdziwiona, jak pięknie wydało tę opowieść wydawnictwo, które raczej omijam w trakcie szperania. Żałuję, że nie znałam tej książki wcześniej, choć dzisiaj ma szansę zyskać nowe życie, nowe znaczenie, nową siłę. Temat uchodźców wraca do nas co jakiś czas. Boimy się inności, różnic kulturowych, nieznanego języka. Boimy się. Tak myślę. W mroku wojny, której strachu nie zna większość z nas jest tyle ludzi… teraz, na naszych oczach piekło wojny przeżywają w ludzie w Ukrainie, a ja nie potrafię wciąż zrozumieć dlaczego.
Zawsze jest jakieś „przed” i jakieś „po”. Hosseini pisze:
„Chciałbym, Marwanie, żebyś mógł pamiętać Himd tak jak ja.Tętniące życiem Stare Miasto z meczetem dla muzułmanów, kościołem dla naszych sąsiadów chrześcijan i wielkim bazarem dla nas wszystkich, żebyśmy mogli się targować o złote wisiorki, świeże owoce i warzywa i suknie ślubne.”
We wspomnieniu, od którego zaczyna się opowieść jest przede wszystkim spokój i wspólnota – wspólnota rodziny, sąsiedzka, miejska. Wspólnota ludzka, którą można rozumieć i obserwować na wielu poziomach. Jest normalność i życie; jest jedzenie i beztroska; są wspomnienia z dzieciństwa i zapamiętane historie, które zachowuje się dla kolejnych pokoleń. „Po” jest wspólnota, ale doświadczająca zła, ucieczki i strachu. Życie zastąpione jest śmiercią, a wspomnienia chciałoby się zapomnieć lub nie mieć ich w ogóle.
Ilustracje Williamsa są piękne. Jak obrazy zdarte z płócien i powklejane na strony książki. Najwięcej dzieje się w kolorze. Radosne zielenie, słoneczne żółcie, kojące błękity przechodzą w pełne mroku granaty i smutne czernie i szarości. Warto się nad nimi zastanowić, również w oderwaniu od tekstu.
Wiem, że chcecie rozmawiać z dziećmi o tych pięknych obrazach i chronić przed wszelkim złem tego świata. Wiem, że obecnie wolicie zajmować ich głowy pięknymi historiami. Wiem jednak, że trzeba i warto rozmawiać o tym, co się dzieje nie tylko w Ukrainie, ale również i tutaj.
„(…) między płaczącymi dziećmi i kobietami użalającymi się w nieznanych nam językach. Afgańczycy, Somalijczycy, Irakijczycy, Erytrejczycy… Wszyscy nie możemy się doczekać wschodu słońca. I wszyscy się go boimy. Wszyscy szukamy domu.
Ale słyszałem, że nikt nas tam nie zapraszał. Nie chcą nas tam. Mamy się stamtąd wynosić razem ze swoimi nieszczęściami.”
Gdybym kiedyś była w takiej sytuacji… gdybym z płaczącym dzieckiem lub sama uciekała przed wojną… jak bardzo nie chciałabym myśleć, że nigdzie nie znajdzie się dla mnie miejsce.
—-
Jeśli macie dylemat czy rozmawiać, jak rozmawiać z dzieckiem o wojnie w Ukrainie lub o wojnie w ogóle, to posłuchajcie, proszę, mojej rozmowy z Maciejem Miłkowskim – pisarzem (znacie „System Sulta” lub zbiór opowiadań „Trzeci dzień świąt” z Nisza?), ale również psychologiem w Off Radio Kraków.