Mówiąc książkami

Czy książka może stać się lekarstwem? A jeśli może, to lekarstwem na co? Na samotność, na ból, na chorobę, na chwilowy kryzys? Czy czytanie, poznawanie nowych historii, karmienie się biografiami bohaterów – tych realnych i tych zupełnie nie – może przynieść ukojenie w niełatwych momentach życia? Wierzę, że tak.

Kampania społeczna „Mówiąc książkami” chce promować nie tylko czytelnictwo. Chce zwrócić uwagę na pewien aspekt: książkę w służbie dobru. Bez względu na to, jak górnolotnie to brzmi, jestem przekonana, że książka w dobrych rękach, wykorzystana w dobrym celu, może zdziałać wielkie rzeczy. Często mówię o czytaniu emocjami – do tego nie potrzebujemy glejtu z ukończonymi studiami z krytyki literackiej. Do przeżywania lektur, do rozmowy o nich, do próby zarażania nimi wystarczy chęć, wrażliwość, empatia, potrzeba dzielenia się. Dlatego myśląc o wolontariuszach – ludziach, którzy dzielą się (to chyba słowo klucz) czasem, sobą z tymi, którzy tego potrzebują, uważam, że mogą być „nośnikami” literatury. Przed rozpoczęciem pisania spędziłam wiele dni na analizowaniu moich doświadczeń wyniesionych z pracy w szpitalu dziecięcym, rozmów z rodziną, sytuacjach, które spotkały mnie lub które zaobserwowałam w różnych szpitalach w czasie praktyk, ale również wizytach szpitalnych u mojej babci, która jest już w – mam nadzieję – lepszym miejscu, a odeszła właśnie w szpitalnym łóżku. W czasie przygotowań próbowałam sobie też wyobrazić osoby samotne, takie jak podopieczni mojej drugiej babci, z którymi spędzała mnóstwo czasu – od wspólnego sprzątania, posiłków, przez towarzyszenie w załatwianiu spraw urzędowych, aż po kres ziemskiej wędrówki. Suma tych wszystkich historii, które zderzałam z moimi książkowymi doświadczeniami, to nadzieja na to, iż wolontariusze, osoby niosące pomoc, zrzeszone, oddelegowane czy też robiące to tylko z potrzeby własnego serca mogą posłużyć się książką w rozmaitych celach. Tak, jak różne są gatunki, style, czas tworzenia – tak różne są gusta i potrzeby ludzi chorych, samotnych czy cierpiących. Zanim przejdę do listy książek, które uważam, że mogą pomóc w rozmowie, w dotarciu do drugiej osoby, w sprowokowaniu do działania czy zwierzeń, chciałabym stworzyć też pewien rodzaj „ściągi”, która zainteresowanych może naprowadzić na trop dobrania lektury w szczególnej sytuacji:

Zapytaj osobę, której chcesz czytać jaki był/jest jej ulubiony autor?
A może ma swoją ukochaną książkę?
Czy jakaś lektura w szkole sprawiła jej największą przyjemność?
Co lubi?
Czy chciałaby usłyszeć o perypetiach miłosnych, posłuchać historii pełnej pokrzepienia czy wręcz przeciwnie – rzucić się w wir kryminalnych zagadek?
A może chciałaby poznać coś nowego?
Poznanie drugiego człowieka, a przynajmniej jego literackich preferencji, da nam ogromne pole manewru. Pokieruje nasze kroki w odpowiednie działy w księgarni lub bibliotece. Sprawi, że sięgniemy po „Lilkę” Małgorzaty Kalicińskiej albo Jojo Moyes i jej „Zanim się pojawiłeś”; być może wybierzemy jedną z niezliczonych książek Remigiusza Mroza i zaprosimy podopiecznego do świata Chyłki, a może powrócimy do klasyki i na głos, najlepiej jak potrafimy będziemy czytać „Lalkę”?

Tyle mówi się o mocy głośnego czytania; tak bardzo namawia się rodziców do czytania swoim dzieciom wskazując nie tylko walor edukacyjny, ale również pretekst do wspólnego spędzania czasu, tworzenia więzi, bliskości. Czyż nie można z wielką łatwością przenieść tego zwyczaju w świat dorosłych? W świat obcych dzieci, które są w gorszym położeniu?

Z oczywistych powodów skupię się na pytaniu 6. Przygotowałam zestaw picturebooków, które nie zajmą wielu tygodni na czytaniu monumentalnej historii – pozwolą jednak na obcowanie ze słowem i obrazem; na tworzenie alternatywnych historii; otworzą drogę do zadawania pytań i, być może, do uzyskiwania odpowiedzi. Wreszcie, na co liczę, sprawią, że emocje zostaną uwolnione.

 

Co robią uczucia, Tina Oziewicz

Obszerną recenzję tej książki możecie przeczytać TUTAJ. To, co zdecydowało o wyborze tej książki, to jej niewątpliwe ciepło. Rozkoszne potworki, które stworzyła w ilustracjach Aleksandra Zając przemówią do najmłodszych, ale rozczulą starszych. Bez względu na wiek przypomną, a może nauczą, że człowiek zbudowany jest z całej palety emocji. Każda z nich może nam pomóc w zdobyciu doświadczenia, staniu się mądrzejszym, może bardziej wyrozumiałym, a może radośniejszym. A może skojarzenia, które wywołują w nas zdania z książki, uruchomią w odbiorcy czytania wspomnienia? „Spokój głaszcze psa.” – dlaczego spokój kojarzony jest z psem? Czy ktoś miał/ma psa?

O tym można rozmawiać tylko z królikami, Anna Höglund

2. „O tym można rozmawiać tylko z królikami”, Anna Hoglund, Wydawnictwo Zakamarki

Ta książka, to jedna z najbardziej eksploatujących emocjonalnie książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Z perspektywy skierowałabym ją do nastolatków, zwłaszcza tych, którzy z różnych powodów czują się samotni, opuszczeni, nierozumiani, pozbawieni oparcia. To książka, która jest niezwykle współczesna. Czytelnicy znajdą w niej niebieskie światło monitorów, które tylko pozornie wypełnione jest ludźmi (social media, migające okienka chatów, kliknięcia „like”); rodziców, którzy żyją bardziej osobno niż razem; mądre zdania, które w pośpiechu brzmią jak puste frazesy wyczytane w magazynie, który ktoś przeczytał w poczekalni do lekarza; odosobnienie, poczucie beznadziei. Ale finał… finał niesie ze sobą pokrzepienie. Niesamowita podróż przez mrok, która może zakończyć się refleksją pełną światła. O tej książce napisałam jakiś czas temu TUTAJ. Polecam też zajrzeć TUTAJ.

3. „Jestem Życie”, „Jestem Śmierć”, Elisabeth Helland Larsen i Marine Schneider, Kultura Gniewu

Te dwie powieści graficzne stanowią jedną całość, dokładnie tak, jak pewną jedność stanowi życie i śmierć. Nie wiem czy komuś, kto żegna się z życiem, czeka na niego, wie, że nadchodzi te książki pocieszą. Chcę myśleć, że tak. Proste skojarzenia, zwracające jednak uwagę na detale, których często nie zauważamy; krąg życia, feeria kolorów, niemal nieustająca wiosna, początki wszystkiego – małych i wielkich żyć, a równocześnie kres, który może być piękny. Czy można pogodzić się z losem, mając poczucia piękna tego, co minione? Zamknąć oczy i przypomnieć sobie początek, wyobrazić sobie „życie”? Te książeczki to piękny sposób na rozmowę o tym, co nieuchronne. Dzięki ilustracjom i prostym słowom o niebywale skomplikowanym temacie – te książki mogą być prawdziwym lekarstwem, terapią, opoką. Obszerniejszy tekst możecie przeczytać TUTAJ.

Oczy, Iwona Chmielewska

4. „Oczy”, Iwona Chmielewska, Wydawnictwo Warstwy

Świat się zmienia. Niektóre jego aspekty zmieniają się na lepsze. Dostrzegamy potrzebę mówienia o równości, wolności, odmiennościach, jednak wciąż podkreślając wspólnotę, jaką niewątpliwie jesteśmy, będąc ludźmi – bądź, co bądź – przedstawicielami tego samego gatunku. Mówimy również o dostępności – chcemy likwidować bariery, które do tej pory ograniczały osoby z dysfunkcjami, choćby wzroku czy słuchu. Na festiwalach pojawiają się osoby, posługujące się językiem migowym; w muzeach wykorzystuje się audiodeskrypcję, do opowiedzenia tego, czego ktoś nie może zobaczyć. „Oczy” uwrażliwiają, uczulają na niedostatki u innych, ale też pokazują, w jak różnorodny sposób można dotykać, oglądać, słuchać świat. Moim zdaniem picturebook Iwony Chmielewskiej jest uniwersalny i ponadczasowy. Jednym z nas przypomni o szczęściu, jakie ma, a innym może pokazać, że świat nigdy się zupełnie nie zamyka – na nikogo. Trzeba tylko znaleźć inny sposób, aby go doświadczać. Wzruszające przeżycie. Po więcej możecie też kliknąć TUTAJ.

Tkaczka Chmur, Katarzyna Jackowska

5. „Tkaczka chmur” Katarzyna Jackowska-Enemuo, ilustracje Marianna Sztyma, Wydawnictwo Albus

Słowa grzęzną mi w gardle, kiedy przypominam sobie czas spędzony z tą książką. Autorka, która doświadczyła utraty dziecka, napisała baśń. Najprawdziwszą baśń, w której człowiek mierzy się z niewyobrażalnymi przeszkodami, ale walczy, aby zrealizować cel. Szczytny cel. Jego siłę, jego zaangażowanie, jego wolę przetrwania napędza największe z uczuć, uczucie, z którego wypływają wszystkie inne – miłość. Autorka jednak nie zabiera nas w lukrowany świat happy endu – przeciwnie, skazuje na łzy, które usiłujemy opanować. Bez powodzenia. Wyobrażam sobie, że ta książka mogłaby być pomocna pewnej mamie, którą kiedyś poznałam, która przez długie lata walczyła o życie dziecka, córki – przegrała. Myślę, że pomogłaby też pewnemu tacie, któremu choroba zabrała jedyne dziecko, a któremu on poświęcił wszystko, co miał. Myślę, że ta książka pomogłaby mnie, kiedy nie potrafiłam się uporać ze śmiercią młodego pacjenta, której byłam świadkiem. Czytając tę baśń drugiej osobie, może obcej osobie, możemy uderzyć w niezwykle czułe struny. Być może właśnie to okaże się być tym najbardziej upragnionym efektem. Przez nas i tę drugą osobę.

Wybór książek nigdy nie jest łatwy. Obok mnie leżą kolejne, o których pomyślałam w kontekście kampanii „Mówiąc książkami”. To „Zielony latawiec” Julity Pasikowskiej-Klicy z Wydawnictwa Sto Stron; „M jak morze” Joanny Concejo z Wydawnictwa Format; „Mama zawsze wraca” Agaty Tuszyńskiej z ilustracjami Iwony Chmielewskiej z Wydawnictwa Dwie Siostry; „Jane, lis i ja” Isabelle Arsenault i Fanny Britt z Kultury Gniewu; „Chłopiec, kret, lis i kot” Charliego Mackesy’ego z Wydawnictwa Albatros; „Drzewo życzeń” Katherine Applegate z Wydawnictwa Dwie Siostry; „Miś ma stracha” Jacoba Granta z Wydawnictwa Lokator; „Mama” Helene Delforge i Quentina Grebana z Wydawnictwa Media Rodzina; i wielu, wielu innych.

Jestem pewna, że sami mielibyście wiele pomysłów na książki, które mogłyby pomóc w niesieniu dobra. Jeśli tylko macie na to ochotę – podzielcie się nimi. I to „dzielenie się” potraktujcie jak dobry uczynek.

___

Kampania społeczna „Mówiąc książkami” || informacji szukajcie na WWWFB oraz IG.