Czekałam na „Mainstream” Miroslava Pecha w napięciu. Sama wiadomość od Wydawnictwa Stara Szkoła mnie zaintrygowała: pełna ostrzeżeń, mówiąca o czymś przerażającym, co może mnie odrzucić, zniesmaczyć. Powyżej 18 roku życia. Dla ludzi o mocnych nerwach, dla tych najbardziej ekstremalnych czytelników. Powtórna wiadomość w dniu wysyłki książki przypomniała ostrzeżenia. Pogrzebałam na forach, sprawdziłam co zostało już powiedziane. Niepochlebnie, w większości niepochlebnie. Wyczekałam. Przeczytałam w około dwie godziny.
Fakt 1: Nie lubię horrorów – w kinie, w książce, w życiu. Tobiasz C. (serdecznie pozdrawiam, jeśli kiedyś tu trafisz:) może potwierdzić, jak oglądam horrory – w akademiku horror „Głosy” w drugiej minucie kazał mi nakryć się kołdrą i… tak dokończyć „oglądanie”. Kiedy urwałam się z zajęć i pojechałam z kumplem na „Egzorcyzmy Emily Rose” po wyjściu, o godzinie 14, wszędzie widziałam zniekształcone twarze, łypiące na mnie złowieszczo. A nieoczywiste horrory jak”Sierociniec” mimo, że mnie uwodzą odchorowuję tygodniami. Nie sięgam. A książki przez całkiem sporą wyobraźnię działają na mnie jeszcze gorzej, bo atakują obrazami nawet po dłuższym czasie po lekturze. Nie sięgam zatem. A „Mainstream” był tak właśnie uszeregowany: horror.
Fakt 2: „Uczniowie Cobaina” Miroslava Pecha wywarli na mnie dobre wrażenie, nieco rozbawili, nawet przywołali wspomnienia.
Fakt 3: Z bliżej niesprecyzowanych powodów Czesi kojarzą mi się nad wyraz dobrze, ale też przywodzą mi namyśl szaleństwo. (nie pytajcie, nie wiem skąd ten pomysł – myślę tak odkąd pamiętam, intuicja?)
Fakt 4: Ta książka jest warta przeczytania.
Przedzieranie się przez ponad sto stron w oczekiwaniu na coś, co na pewno się wydarzy, chociaż jeszcze nie wiesz co jest wyzwaniem i sprawia, że się pocisz. Oto mamy Macieja – zwykłego faceta, który podobno ogromnie się jąkał, a finalnie był małomówny. No, powiedzmy oszczędny w słowach. Mamy jego żonę – Klarę, najpewniej fajną brunetkę (choć nikt tu nie ma twarzy), która zdaje się cieszyć ciepłem domowego ogniska. Mamy Sarę – ich dwumiesięczną pociechę, która wprowadziła niemały zamęt do ich świata. Płacz w nocy, pieluchy, karmienie, wymioty i problemy z odbijaniem po zjedzeniu. Kto jest rodzicem ten wie. Do tego wkradły się niespełnione ambicje Macieja o stworzeniu wielkiego dzieła (pisarz) i zdegradowanie ich do bycia dziennikarzem w lokalnej gazecie. Pojawiają się też, od strony Macieja: ojciec – doceniony pisarz, matka – przebywająca w sanatorium. Dawny kolega Szczepan (dla mnie najbardziej intrygująca postać w książce) – szelma, co zabrała Macieja do domu uciech w szpony dziwki o dźwięcznym imieniu Gina (cóż mogę napisać… zawsze lubiłam swoje imię) i sprawia, że Maciej niepokojąco łączy równie niepokojące fakty. Strona Klary: ojciec, który jest posiadaczem daczy, w której rozegra się piekiełko i finalnie zakończy całą historię samą obecnością. Do tego Carlos i mężczyzna z pięknymi, zielonymi oczami i wymownym tatuażem.
Nie będzie tu duchów. Nie będzie wampirów, a trup nie ściele się gęsto. Zostaniecie wciągnięci w rodzinny dramat i szaleństwo tkane z domysłów i samonakręcającej się machiny psychozy. Tajemnice ujrzą światło dzienne, a przeżyty dramat wróci ze zdwojoną siłą. Powróci fascynacja śmiercią. Rosyjska ruletka nabierze innego znaczenia. Kanibalizm wprowadzi moralny zamęt. Ale najważniejsze zostawię dla Was. Bo najbardziej przejmujące jest wydarzenie, które rozegra się na 15m2 powierzchni z widokiem na umywalkę i gorącą wodę dymiącą z wiaderka. Nie, nie zdradzę wam szczegółów.
Krótkie dialogi, mocne, ciosane zdania, momentami prostolinijne (jakże przypominające barowe rozmowy). Tempo miarowe, szybkie. Metodyczne jak działania doświadczonego mordercy.
Czytaliście Markiza De Sade’a? Słyszeliście o „Historii O”? Widzieliście film „Cannibal Holocaust”?
Nie nastawiajcie się na horror. To sadystyczny obraz ludzkiego szaleństwa i jego konsekwencji. Więcej tu onirycznych zjaw niż strachu w pospolitym rozumieniu. Brawo dla wydawnictwa za odwagę – to wcale nie jest oczywista lektura. To nie jest konwencja, to nie gatunek. Nie ma tu prozatorskich popisów i ukwieconych opisów, które mają zjeżyć wam włos na przedramieniu. Tu jest człowiek, którego umysł przestaje być posłuszny…