Na informację o Wydawnictwie No Bell trafiłam przypadkiem w social mediach. Czytelnicza ciekawość, która wciąż jest skierowana przede wszystkim na literaturę dziecięcą, kazała mi sprawdzić czy warto zwrócić na nie uwagę i śledzić jego działalność. Wśród wąskiej jeszcze propozycji, którą znalazłam na stronie internetowej wydawnictwa, zwróciły moją uwagę dwie książki Niech Ziemia będzie ci przyjaciółką J. Patricka Lewisa (tekst) z ilustracjami Anny i Eleny Balbusso w przekładzie Tomasza Zymera oraz Oczarowania Sandrine Kao w przekładzie Karoliny Kulpy.
Na skrzydłach obwoluty znajdujemy biogram autora tekstu oraz ilustratorek. Lewis ma na koncie ponad sto książek dla dzieci oraz liczne nagrody związane z jego poetycką działalnością. Na rzecz pisania zrezygnował z akademickiej kariery. Ten urodzony w 1942 roku autor poezji i prozy był profesorem ekonomii. Tymczasem bliźniaczki tworzące ilustratorski duet zilustrowały ponad 40 książek. Włoszki cieszą się sporą popularnością, a ich prace wystawiane były w wielu miejscach na świecie. Polecam zaobserwować ich profil na Instagramie lub odwiedzić ich stronę internetową – wiele ich różnorodnych prac robi naprawdę wielkie wrażenie.
Książka Niech Ziemia będzie ci przyjaciółką jest wydana bardzo starannie. Twarda oprawa jest schowana pod obwolutą z fenomenalną grafiką, doskonałe ilustracje przykuwają uwagę nie tylko detalami, ale i intensywnością kolorów. Temat jest wyjątkowo ważny i coraz szerzej (szczęśliwie) komentowany i opracowywany: lektura podnosi wątki umiejętności zauważenia i szanowania planety, na której przyszło nam żyć, dostrzegania jej wyjątkowości, piękna, siły, magii, ale też uświadomienia sobie naszego miejsca w tej skomplikowanej sieci ekosystemów, jakie istnieją.
Niestety mam problem z zaakceptowaniem tekstu. Kusi mnie, aby zamówić oryginał i sprawdzić jak brzmią wersy Lewisa w oryginale. Minimalistyczny tekst, który przypomina (niestety) cohelowskie frazy, byłby wręcz nieznośny w górnolotności i pompatyczności, gdyby skutecznie nie ratowały go na każdej stronie fenomenalne ilustracje, których autorki dokonując interpretacji i filtrując je przez – jestem pewna – niebywałą wrażliwość, tworzą przeciwwagę do słów lub zawłaszczają pełnię zainteresowania czytelniczki lub czytelnika.
„Idź o zmierzchu na spotkanie z MOKRADŁAMI. | Na wietrzny dzień zachowaj kawałek ŁĄKI by nad nią puszczać latawce. | Spójrz, CZAPY LODOWE, połyskują w majestacie kryształowych ścian.”
Przeszywa mnie dreszcz, kiedy czytam o czapach lodowych i „majestacie kryształowych ścian”. Ale ilu czytelników, tyle opinii, więc przyjmuję, że może to być tylko moja niechęć do zupełnie niepotrzebnych ozdobników, budowania zbędnych metafor. Mam jednak wrażenie, że ten tekst ma być na siłę metaforyczny, na siłę magiczny, na siłę oniryczny, na siłę wielki – a przecież mamy dostrzegać świat, Ziemię, wspaniałą samą w sobie. Czy musimy się uciekać do pseudofilozoficznych fraz, jak „Słuchaj, jak PUSTYNIA szepcze wieczności: «Szszszsz…»”? Absolutnie nie rozumiem tego zdania. Interpretowałam je jako miejsce nieprzebyte, podobne, może kojarzące się z pewnym rodzajem wieczności czy niezmienności; żyłowałam się nawet na skojarzenie z przesypującym się piaskiem w klepsydrze, ale wtedy końcowa ocena wypadała jeszcze gorzej. Dlaczego pustynia ma coś szeptać do wieczności? Dlaczego nie szepce lodowiec, który w dzisiejszym świecie znacznie bardziej potrzebowałby jej ingerencji – wszak zmniejszanie się powierzchni lodowców nie jest tajemnicą strzeżoną pilnie przez wtajemniczonych. Jestem fanką picturebooków, doskonale bawię się czytając i patrząc, meandrując między tekstem a obrazem, drogami, które artyści wybrali, używając jednego lub drugiego medium. W książce Niech Ziemia będzie przyjaciółką piękny cel, w którym zapewne została napisana książka, w tym wydaniu co najwyżej wzbudza uniesienie kącika ust, a finalnie wyobrażam sobie amerykańską flagę, która musi być widoczna w finałowej scenie filmu katastroficznego. Ktoś w końcu musi uratować świat. Taka flaga furkocze mi w warstwie tekstowej.
Zupełnie inaczej rzecz ma się z ilustracjami. Każda strona prowadzi nas przez niewątpliwie niezwykły świat na Ziemi, w którym relacja ludzi i istot nieludzkich jest oczywista i piękna. Światy te przecinają się, współtworzą przestrzeń, tworzą relacje. Już na pierwszej rozkładówce mieszają się obrazy z jaskini w Lascaux z wyobrażeniem kręgu życia i sceną otwierającą Króla lwa – hitu kinowego z wytwórni Disneya z 1994 roku. Skojarzenia te pędzą nawet do wyobrażeń o opiekuńczych duchach zwierząt. Warto zwrócić uwagę na wielowymiarowy obraz ilustrujący przemijanie, o którym ma nam przypominać rzeka. Jej wnętrze wypełnione jest nie tylko rybami i roślinami, ale też drobnymi przedmiotami codziennego użytku, które, pozbawione właściciela czy użytkownika, stają się tylko bladym wspomnieniem po czyimś życiu. Równocześnie ten obraz jest rewelacyjnym punktem wyjścia do dyskusji o tym, po co nam przedmioty i w jakiej ilości są nam realnie potrzebne, i czy rzeka to miejsce dla ich wiecznego spoczynku? Bardzo podoba mi się pozostawienie przez ilustratorki fragmentu twarzy na wyświetlaczu telefonu i oczu w szkłach okularów – dla mnie to dopełnienie wędrówki, ale też zaproszenie do przyglądnięcia się samemu sobie i światu, który nas otacza. Ten poziom metafory do mnie przemawia i zachęca do podjęcia dyskusji.
Zdaje się, że jedyny obraz, który przemawia do mnie wraz z tekstem, to finałowy obraz miasta, w którym budynki przeważają nad światem żywych istot. „Miasto niech będzie dla ciebie miejscem narodzin wspólnoty” – fakt, że autor i ilustratorki nie skupili się tylko na obrazie dzikiej przyrody, a pokazali miasto jako element krajobrazu i planety, jest dla mnie wielkim plusem. Właśnie w takim świecie żyjemy i właśnie tak go widzimy, takim go znamy. Zwrócenie jednak uwagi na potencjał wspólnoty, która tak szybko może się stworzyć w dużych skupiskach ludzkich, a co za tym idzie – wspólnie wprowadzić działania, nawet w mikroskali, powodujące realne zmiany w najbliższym otoczeniu jest ukłonem w stronę nadziei – a tej wszyscy potrzebujemy, nawet jeśli wielu mówi, że zniknęła już dawno.
Dla ilustracji, być może jako jednego z elementów na lekcji przyrody czy biologii, a może godzinie wychowawczej – tak. Niestety czuję, że nierówność tej książki na poziomie: tekst – ilustracje nie pozwala mi jej z czystym sumieniem polecić. Nawet jeśli wiem, że wizualnie zachwyca.
___
Na pewno sprawdzę kolejne książki Wydawnictwa No Bell – jestem ciekawa w jakim kierunku wydawnictwo będzie się rozwijać. Niebawem wrócę z tekstem o Oczarowaniach.