„Byłam oszołomiona – wspomina hrabina. – Ta kobieta lubiła zabierać wnuczkę na koncerty Beatlesów w Paryżu i Nowym Jorku, tak jej się podobała współczesna muzyka. I niemal śliniła się na wspomnienie nagiej obsady pewnego musicalu, na którym była niejeden raz. Jak to możliwe, by ta n o w o c z e s n a kobieta płakała na myśl o śmierci królowej, tak jakby jej egzekucja odbyła się przed tygodniem?”
fragment biografii Tamary Łempickiej autorstwa Laury Claridge, Wydawnictwo Marginesy
słowa Hrabiny Anne-Marie Warren, rozmowa ; McLean (Wirginia) 1997
La Tunique Rose, Tamara Łempicka, 1927 rok (Fot. Donatella Giagnori /Eidon/Reporter)
Znalazłam kilka pretekstów do napisania tego tekstu. Choć to zabawne – jakby sama postać Tamary Łempickiej potrzebowała jakiegokolwiek. Wszystko zaczęło się lata temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam 'art deco’. Wtedy kojarzyło mi się tylko z przedmiotami pięknymi, ale domowego użytku, które wprowadziła do domu moja mama – kobieta skądinąd niezwykle wyczulona na estetykę. Zewsząd otaczały mnie zatem zachwyty mamy nad geometrią, prostotą – choć, nie ukrywajmy, wyszukaną. Oczywiście art deco miało swoje grzeszki: z jednej strony chciało walczyć z secesyjnym rozpasaniem i nawoływało do zwrócenia się w stronę form użytkowych i produkcji masowej, z drugiej zaś faworyzowało doskonale wykonane przedmioty z niezwykle drogich surowców jak heban, co wykluczało zarówno cenową dostępność, jak i masową produkcję właśnie. Nie zmienia to faktu, że ta przejrzysta forma, pełna jasnych kolorów zadomowiła się w sztuce w okresie 1919-1939, a zatem objęła swoją estetyką 20 lat międzywojnia. Tamara Łempicka, nazywana królową art deco i babą piekielną (podobno) znalazła swoje miejsce w paryskiej świadomości, na lata straciła blask jako artystka (po części przez samą siebie, gdyż skandale z jej udziałem przyćmiły jej artystyczne dokonania) po to, aby wiele lat po śmierci zostać odkrytą na nowo. Kiedy w 1994 roku jej obraz „Adam i Ewa” został sprzedany za niemal 2 miliony dolarów Łempicka została przywrócona na artystyczny firmament.
Jak w wielu przypadkach nie tylko sztuka Łempickiej przyciąga uwagę, ale jej życie. Może przede wszystkim ono. Docieramy tu do komiksu wydanego w 2019 roku przez Wydawnictwo Marginesy: „Tamara Łempicka” duetu Virginie Greiner i Daphne Collignon. Książka poświęcona jest wycinkowi z życia artystki: temu najbardziej burzliwemu, przepełnionemu romansami oraz nocnym życiem Paryża; również czasami jej sukcesu. Autorki pokazują jak ta wielka malarka wyszukiwała kochanek, kochanków, modelek podczas całonocnych libacji otoczona zamożnymi przyjaciółmi, zachłyśniętymi jej urodą, talentem i wyzwolonym umysłem. Pod względem myśli i zachowania faktycznie wyprzedzała swoją epokę, nie wiem czy nie wyprzedzała nawet XXI wieku (zupełnie zresztą jak Frida Kahlo, z którą miała wiele wspólnego – Łempicka nawet przeprowadziła się do Meksyku, gdzie zmarła). Otwarcie biseksualna fascynowała się ciałem kobiecym, dowodem na to są między innymi akty, które wyszły spod jej ręki. Komiks przedstawia ją niemal jako łowczynię wdzięków, nieco krąglejszych gabarytów kobiecych. Sprawa poszukiwania modelki, która stanie się jedną z jej głównych muz – Rafaeli – to wątek przewodni w komiksie o Łempickiej. Jego koniec wieńczy powstanie jednego z najwspanialszych dzieł Tamary: „Piękna Rafaela” z 1927 roku uznawana jest za dzieło, które „łączy w sobie wszystkie elementy składające się na styl malarki: teatralne światło, proste linie i wybujałą afirmację zmysłowości.” (fragment tekstu z posłowia zamieszczonego w komiksie autorstwa Dimitri’ego Joannidesa).
Komiks opowiada historię kobiety osnutej tajemnicą. Wymyśliła skąd pochodzi, kim jest. Pominęła niewygodne szczegóły z biografii. Wygrała. Legenda o niej nie potrzebowała w tamtym czasie social mediów, zdjęć na Instagramie i konta na Facebooku. Wystarczyło, że się pojawiała. Kobieta utrzymująca dom, dzięki sztuce, o czym nie pozwalała mu zapomnieć. Kobieta, której posiadanie dziecka nie przeszkodziło w całonocnych balangach. Kobieta, której mężczyzna zostawał w domu, a ona wracała nad ranem otoczona oparami nagich piersi i przyjaciół ukrytych za kotarami loży. Kiedy należało mogła włożyć garnitur, kiedy nie było to potrzebne mogła być seksowna – zawsze pożądana. Towarzystwo, w którym się obracała pełne było głośnych nazwisk. To zdawało się ją napędzać, czuła się królową życia.
„Cała ogromna sala była zatłoczona – wspominał pianista. – Pośrodku znajdowała się okrągła estrada. Dziewczęta, przeważnie modelki, miały na sobie lekkie tuniki korzystnie uwydatniające ich nagie ciała. […] W miarę upływu czasu następowało coraz większe rozpasanie. Wiele tunik porzucono w loży na galerii będącej zaimprowizowaną garderobą. Taniec zamienił się w inny rodzaj zabawy doprowadzanej artystycznie do końca. Była to rzymska orgia, w porządku, jednakże wyobraźnia paryskich studentów według mnie znacznie przewyższyła wyobraźnię starożytnych Rzymian, z którymi chcieli rywalizować. Heifetz, lekko przerażony, patrzył na wszystko szeroko otwartymi oczami. Ujrzawszy śliczną modelkę gwałconą na estradzie przez dwóch przedsiębiorczych studentów […], chciał już iść do domu w obawie, że za chwilę zjawi się policja, by aresztować »zbrodniarzy«. Uspokoiłem go i zabrałem do garderoby, gdzie można było także wypić czarną kawę, tam jednak natknęliśmy się na osobliwą scenę – niemłoda już kobieta pilnująca garderoby chętnie pozwalała nastawać na swoją cnotę kilku nader ochoczym amateurs. Bardzo mnie to ubawiło, ale Jascha z wrażenia omal nie zemdlał”. – wspomina Paryż tamtego okresu, zbierania się z okowów wojny, pianista Artur Rubinstein
Komiksu nie można traktować jako biografię. Jest elementem życia, afirmacją kobiety wyzwolonej, artystki. Z wielką dozą atencji zostało w komiksie potraktowane malarstwo Łempickiej. W warstwie wizualnej komiks uwodzi. Składa hołd tamtej epoce, puszcza oko, flirtuje z motywami, zachowując przy tym swój specyficzny styl. Odczytuję go jako preludium do poszukiwań Łempickiej. Warto bowiem odnaleźć jej życie i sztukę inną niż pełną urozmaiconego seksu, zdrady i alkoholu czy narkotyków. Warto przeanalizować portret kobiety. To zabawne, że nadal szukamy etykiet: skoro oddała swoje ciało, aby wyciągnąć męża z bolszewickiej niewoli, flirtowała (nie bez łóżkowego finiszu) z ludźmi, których uznała za pięknych – to już dziwka czy jeszcze nie? A może puszczalska? Czy jesteśmy w stanie przejść obok takich zaostrzonych seksualnych apetytów w kobiecym wykonaniu bez obruszenia się? A Kizette – biedna, mała Kizette, czyli córka Tamary… czy to dobra matka czy zła? Czy znikanie na całe noce przystoi matce, a może artystce to wybaczymy, ale kobiecie-matce (temu uświęconemu wizerunkowi maryjnemu) już nie? Szalona czy uduchowiona? Chora czy wyprzedzająca kilka dekad?
Po przeczytaniu komiksu kupicie biografię Łempickiej – jestem o tym przekonana. Zachęceni przez biografię otoczycie się komiksem i albumami. Niewielu z Was przejdzie obok Łempickiej obojętnie. Dajcie się jednak, w pierwszej kolejności, porwać temu przepięknemu komiksowi, który pozwoli Wam się zakochać na zabój i nie pozwoli na zbyt długie pozostanie w niedosycie osobą Łempickiej. Komiks jest piękny, ale zachowajcie go dla starszego i dorosłego czytelnika.