Czasem dociera do mnie rzecz niezwykła.
Dotarła też do mnie samotność zamknięta w tekturowym pudełku z napisem: „zawsze jest na krótko”. Karino Szyszko i Marcin Karnowski odmłodzili mnie kilkanaście lat i przenieśli do nostalgii nastolatki, wolności w widoku pociągów i smutku, właściwego tylko tym, którzy dorastają.
„kawka z miro”
kafka ze śmietanką
towarzyską
obraca to wszystko
tyłem do siebie
plecami do środka
k w katastrofach pada
w tych strofach
ślimak z różkami
zamiast gwiazd
wpada do lustra
zamiast wody
w usta mnie nabiera
zamiast ochoty
na seks na trawce
za miastem
Na grubych, tekturowych prostokątach w rozmiarze plus minus 10 centymetrów na 15 centymetrów prostą czcionką w kolorze białym wydrukowano wiersze. Takie jak ten powyżej. Wiersze, które przypominają mi wprawki nastolatki zatopionej w swojej własnej tęsknocie za miłością, za wolnością, za prawdą, za zrozumieniem. Nie jest to wcale przytyk do autora, przeciwnie, od dawna bowiem nic poza komiksami, które miały do dyspozycji obraz i fabułę – nie wzburzyło we mnie krwi. Zupełnie jak wtedy, kiedy mając siedemnaście i osiemnaście lat zapisywałam kolejne strony dzienników wierszami, z których emanował tylko smutek.
Poza powrotem do przeszłości jest w lirykach smutek nad współczesnością. „Oflajn” i „białe puzzle” wręcz krzyczą o zastanowienie, zatrzymanie i przewartościowanie tego, co na topie, tego co staje się normą, a czujemy, że być nią nie powinno.
Jest też samotność. Ta samotność wychyla się z każdej karty. Choć tak często mówimy, że najłatwiej pisze się w pognębieniu i smutku, kiedy serce rozdarte, kiedy wszystko wrzeszczy i krzyczy, wali głową w niewidoczne mury i nie wie co dalej. Wiersze wolne, które znajdziemy w pudełku to zbiór myśli i obserwacji.
Od poezji uciekamy. Taka prawda. Nafaszerowani wspomnieniem szkolnym, kiedy wszystkim odbijało się pytanie „Co poeta miał na myśli?”. Dodatkowo anafory, epifory, onomatopeje, apostrofy, rymy, strofy, wersy… nazewniczy zawrót głowy, który sprawiał, że bardziej skupialiśmy się nad tym, aby zadowolić polonistki niż doświadczać, chłonąć czy odbierać. A przecież poezja to rodzaj emocjonalnej zabawy – w znalezienie naszej własnej ścieżki, naszego własnego doświadczenia i rozumienia. Niech ona będzie dla każdego inna, niech każdego uderzy, powali, znudzi, albo doprowadzi do łez.
„w milczenie”
wybrani do samotności
kurczą się i bledną
pod wpływem światła
tracą na wadze
tracą na znaczeniu
coraz rzadziej
i coraz mniej
żyją długimi przerwami
na mocną herbatę
później znikają cicho
jak anonimy słane donikąd
Za ten projekt, który został stworzony ludzką ręką odpowiedzialne są dwie osoby. Warstwa tekstowa to Marcin Karnowski – człowiek orkiestra. Jak głosi nota: poeta, prozaik, muzykant, twórca międzydyscyplinarny, perkusista, autor tekstów, animator kultury. Publikował m.in. w pismach „Fa-art”, „Ha!art”, „Korespondencja z ojcem”. Współzałożyciel i redaktor kwartalnika „Fabularie”.
A warstwa wizualna to Karina Szyszko. Tutaj, proszę Państwa, dzieje się kolejna historia, która czyni „pudełko” wielowymiarowym w sposób maksymalny. Kolaże wykonane metodą analogową, które ozdabiają kolejne karty niczym pocztówki. Zachowane raczej w czarno – białej kolorystyce, czasem przecięte kolorem wyblakłym niby wspomnienia. Postacie lub ludzkie „fragmenty”, na granicy snu, wycinków z gazet – jak wyrwane z pamiętnika. Detale, które rozpraszają uwagę przy równoczesnym budowaniu całości. Spójne i niepokojące. Wychylają się z nich osobne historie, które możemy odgadywać lub opowiadać, które możemy wspominać, jeśli spojrzymy na nie przez pryzmat nas samych. Doprawdy – niezwykłe.
Ciągle powtarzam, że jestem bardziej retro. Wyobraźcie więc sobie jak łapczywie traktuję te karty stworzone ludzką ręką, pasją, wyobraźnią i talentem w liczbie 150 egzemplarzy. Czy to nie zaszczyt? Móc szukać w nich swoich historii…
Wydawca: Bydgoska Fundacja Wolnej Myśli
Druk, skład, opracowanie graficzne: Otwarta Pracownia Sitodruku
Bądźmy czasem analogowi.