Szkoła Szpiegów. Kierunek: Meksyk

Stuart Gibbs znowu rozbił bank. Nowa książka w serii Szkoła Szpiegów jest wyjątkowo zabawna, odkrywa kolejne cechy charakteru dobrze znanych bohaterów i bohaterek, stawia przed trudnymi wyzwaniami i oczywiście dostarcza mnóstwa rozrywki młodym czytelnikom i czytelniczkom. Co jest równie istotne, prowokuje dyskusje o moralności oraz empatii, stawiajac niemal filozoficzne pytania, które nie ciągną za sobą tzw. dydaktycznego smrodku.

 

 

Szkoła Szpiegów, Szkoła Szpiegów na wakacjach, Szkoła Szpiegów w obozie wroga, Szkoła Szpiegów na nartach, Szkoła Szpiegów w tajnej służbie, a teraz Szkoła Szpiegów. Kierunek: Meksyk to dotychczasowe tytuły bestsellerowej serii, które na polski rynek wprowadziło Wydawnictwo Agora dla dzieci. Młodzi agenci Akademii Szpiegostwa CIA biją na głowę tych dorosłych speców od tajnych misji i bezpieczeństwa międzynarodowego, wciąż się uczą, ale życie i wroga organizacja terrorystyczna PAJĄK nie pozwalają im na pochłanianie wiedzy tylko w teorii. Przeciwnie, dzieciaki są wrzucane w oko cyklonu po raz kolejny, choć nie minęły dwa lata, odkąd główny bohater – Benjamin Ripley – przekroczył próg oficjalnie nieistniejącej szkoły. Stuart Gibbs przyspiesza, nie pozwala odsapnąć i bardzo dobrze! Kto z nas nie lubi długo pozostawać w świecie, który bawi, rozśmiesza i wciąga.

„Pilot i pilotka mieli na plecach spadochrony. Uznałem to za kiepski znak. Tak samo jak fakt, że oboje celowali w nas z pistoletów. Samolot wciąż leciał normalnie, co sugerowało, że uruchomili autopilota. Uniosłem dłonie, najspokojniej jak potrafiłem. Zoe i Mike tak samo. A Murray nie. Pyszałkowaty uśmiech, który nie opuszczał jego twarzy przez cały ranek, stał się jeszcze szerszy.”

Tak zaczyna się niebezpieczna misja, w której młodzi szpiedzy i szpieżki ledwo uchodzą z życiem (nie raz i nie dwa…), mierzą się z bestiami z zatrważającą liczbą zębów (krokodyle są naprawdę nieprzyjemne), zdradliwymi sympatykami PAJĄKA, ale też z problemami, których nastręcza bycie młodym człowiekiem. Sprawy sercowe czy też wątki romantyczne nabierają rumieńców i trudno odmówić zarówno Gibbsowi, jak i Jarkowi Westermarkowi, który brawurowo przekłada kolejne tomy serii, ewidentnie „czując” zarówno autora, jak i język młodszej młodzieży – doskonałego ucha do języka i problemów młodzieży. Ta, jak wiemy, jest wyjątkowo wyczulona na silenie się na fajność.

 

 

Sprawdźcie choćby tę scenę:

„Chociaż bardzo chciałem pocałować Zoe, ostatecznie tego nie zrobiłem. Mało brakowało. Przysunąłem się, zawahałem, cofnąłem. Zrobiłem to z powodów, które uważałem za słuszne. Ale natychmiast się zorientowałem, że popełniłem błąd. Zoe wyglądała na urażoną.

  • Czyli ci się nie podobam – stwierdziła.

  • To nie tak! – zaprotestowałem. – Po prostu…

  • Eria podoba ci się bardziej.

  • Tego nie powiedziałem.

  • To co ze mną jest nie tak?

  • Nic!

  • Coś na pewno. Bo wciąż nie możesz przestać o niej myśleć.

  • To nie dlatego cię…

  • Nie będziesz z nią szczęśliwy – przerwała mi spokojnie. – Nie bez powodu ma pseudonim Królowa Lodu. (…)”

 

W tej prostocie jest metoda. Gibbs doskonale wie, że dzieciaki niekoniecznie potrzebują wydumanych sytuacji i szczegółowych opisów miejsc. To książka na wskroś przygodowa, sensacyjna, szpiegowska! Tu jest akcja i normalność, którą – jak ilustruje powyższy dialog – Gibbs doskonale potrafi wykorzystać. Nie wiem czy podsłuchuje rozmowy dzieciaków z pobliskiej szkoły (jeśli takowa jest w jego sąsiedztwie) czy ma doskonałą pamięć i wyciąga swoje wspomnienia, ale liczy się jedno: robi to świetnie.

Mam w tej części swój ulubiony rozdział, który sprawił, że naprawdę śmiałam się w głos. Ma tytuł: Farkle’owie. Poziom kuriozalnych sytuacji, ale też sprytne rozprawienie się z dorosłymi, którzy wolą pozory od prawdy, przechodzi tam ludzkie pojęcie. Jest w nim też – poza wspomnianym śmiechem – miejsce na zadawanie pytań o dobro i zło. Wprost. I znów, Gibbs robi to tak umiejętnie, że nawet nie wiesz kiedy zacząłeś rozważać tę sytuację pod kątem decyzji, którą podjąłbyś, znajdując się w położeniu bohaterów i bohaterek. Czy istnieje coś takiego jak mniejsze zło lub zło konieczne? Czy kradzież może być usprawiedliwiona? A jeśli tak, to czym?

 

 

Jestem też ogromnie szczęśliwa, że Stuart Gibbs zdecydował o napisaniu Ostatniego słowa i bardzo szczególnych Podziękowań. Część z was może stwierdzić, że to zupełnie niepotrzebne, aby po fajerwerkach, które serwuje dzieciakom Gibbs nagle pisać – najpoważniej! – o sytuacji klimatycznej i decyzji Trumpa, która wpłynęła na kształt książki. Może jeszcze bardziej zdziwią – część z was – podziękowania, w których autor pisze o stracie swojej żony oraz ludziach, którzy byli dla niego wsparciem w czasie żałoby. Być może jest to największa lekcja, jaką pisarz może dać czytelnikom i czytelniczkom – zwłaszcza tym, którzy dopiero uczą się wyciągać wnioski, obserwować świat; których poglądy wciąż się kształtują, a lektury mogą wpływać na ostateczną formę ich przekonań. Przeczytajcie z uwagą.

___

Miałam przyjemność porozmawiać ze Stuartem Gibbsem o tworzeniu tej fenomenalnej serii. Zostawiam link, jeśli będziecie mieli ochotę sięgnąć po rozmowę: TUTAJ. Gościnne progi Radia Kraków Kultura i audycji Literacka Kavka dla niedorosłych, którą mam przyjemność dla was prowadzić, pozwoliły na rozmowę z tłumaczem – Jarkiem Westermarkiem: TUTAJ oraz Małgorzatą Gałysz-Wróbel, która dba o ten tytuł z wielkim zaangażowaniem i nieskrywaną, czytelniczą miłością: TUTAJ.

Ilustracje w książce: Mariusz Andryszczyk