Szkoła szpiegów to nie przelewki

Pisanie powieści dla dzieci to jazda bez trzymanki. Czasy się zmieniają, a wraz z nimi sposób patrzenia na świat, zainteresowania i wymagania młodych czytelników. Zauważyłam, że największą bolączką staje się zaangażowanie do lektury dzieci, które są już samodzielnymi czytelnikami (10+), jednak wciąż przed nimi flirty z literaturą YA czy pierwsze spotkania z literaturą dla dorosłych. Ta grupa nie idzie na ustępstwa: ma być akcja, niemal karkołomne tempo, humor, a przede wszystkim sensowna i wciągająca historia. Do tego przydaliby się bohaterowie, w których mogą odnaleźć siebie, ale równocześnie byłoby rewelacyjnie, gdyby świat przedstawiony był nieco… podrasowany. Dla Wydawcy znalezienie tych wszystkich elementów, to nie lada wyzwanie, jednak okazuje się, że nie niemożliwe. Poznajcie serię stworzoną przez Stuarta Gibbsa, która ma szansę zawładnąć czytelnikami. Przed Wami „Szkoła szpiegów.”

Benjamin Ripley to błyskotliwy uczeń obdarzony nadzwyczajnymi zdolnościami matematycznymi. Jeśli interesuje cię ile sekund żyjesz lub ile sekund czy minut poświęciłeś na czytanie tego tekstu, to Ripley odpowie na to pytanie w czasie, w którym dorówna najszybszym komputerom. Możesz się z nim pobawić i poprosić o przemnożenie 12786 przez 678932 – tak, odpowiedź również otrzymasz błyskawicznie. Zapomnijcie jednak, że jego życie to pasmo sukcesów i wysokie miejsce w szkolnym rankingu popularności: kujon – to jedyne na co może liczyć. O ile zmienia się świat, to przydomek „kujon” wciąż pozostaje tym, które nacechowane jest negatywnie i powoduje, że dziecko staje się łatwym celem dla szkolnych osiłków, zazdrośników i w ogóle bandy dzieciaków, które uwielbiają znęcać się nad pozornie słabszymi. Brzmi znajomo? Ripley ma szansę by zmienić ten, jak sam uważa, nic nie znaczący świat zupełnie przeciętnego ucznia, którym się widzi. Nadchodzi dzień, w którym wizyta pewnego gentlemana zmienia wszystko.

Szkoła szpiegów, Stuart Gibbs

 

I tak przechodzimy do sedna historii. Nasz niepozorny młody, utalentowany Ripley zostaje zwerbowany do elitarnej szkoły, prowadzonej przez CIA, która kształci przyszłych pracowników tej instytucji. Oczywiście wymaga to kombinacji (nikt nie może wiedzieć, nawet rodzice!), ale w takich sytuacjach – musicie się zgodzić – po prostu się nie odmawia. Nasz bohater wpada w sam środek szpiegowskiej afery. Mało, że sama szkoła i przetrwanie w niej to nie bułka z masłem – zagrożenie, które nadchodzi może okazać się dosłownie zabójcze.

W tej kompletnie szalonej powieści można się zatracić. Tempa akcji nie powstydziłby się żaden z filmów o najsłynniejszym brytyjskim agencie (ale umówmy się – życie, to nie film, co brutalnie zweryfikuje lektura książki, a James Bond z każdą kolejną, przeczytaną stroną będzie stawał się tylko filmową anegdotą), a humor sprawia, że naprawdę można wybuchnąć śmiechem, parsknąć i opluć stronę. Równocześnie jest tu niemało dramaturgii, miłość, zazdrość, konkurencja – wszystko, to z czym współczesny świeżo upieczony nastolatek może spotkać się w życiu – tak szkolnym, jak i podwórkowym. Zmiana obiektu westchnień w 3 sekundy? Nie ma problemu. Przyjaciel, który przeprowadza cię przez zawiły świat układów i szkolnych struktur oraz ratuje ci skórę w przedziwnych okolicznościach? Jest. Szkolni cwaniacy, bezmózdzy pakerzy i nudni nauczyciele? Zrobione. Niemożliwe sytuacje, które jednak, jakby się zastanowić, mogą/mogły się wydarzyć? Done. Zwroty akcji, dziwne zrządzenia losu, fart i dziewczyna, która idealnie pokazuje jak silne są kobiety.

Szkoła szpiegów, Stuart Gibbs

 

Doskonale też Gibbs przemyca lekcje otwartości, różnorodności, ale też niesprawiedliwości. Możesz być najbystrzejszym i najbardziej wartościowym dzieciakiem w szkole, ale przygotuj się, że możesz za to oberwać. Świat bywa brutalny, za to twoim zadaniem jest znalezienie sojuszników, którzy pomogą ci przetrwać. Po prostu: warto mieć przyjaciół. Rozejrzyj się wokół – czasem ktoś niepozorny, niezauważany może okazać się kimś totalnie niezwykłym i odlotowym. Dziewczyny, to nie żadna słaba płeć i usta pomalowane błyszczykiem pachnącym truskawką – to znacznie, znacznie więcej. Nauczyciele, nawet najnudniejsi na świecie, mogą cię zaskoczyć. Zwłaszcza, jeśli w zanadrzu mają znajomości z prawdziwymi ninja. Nie wszystko, co wydaje się prawdą nią jest, dlatego warto przygotować się na rozczarowania. One nie zabijają. Pozycja i oddanie tłumu, zyskuje się tak szybko, jak można je stracić. Nie warto się do niego przywiązywać i nie warto go zazdrościć. Z tych wszystkich lekcji płynie jedna – największa i najmądrzejsza – bądź sobą.

 

Szkoła szpiegów, Stuart Gibbs

Szkoła szpiegów, Stuart Gibbs

Świetna lektura dla młodych czytelników. Jeśli macie dzieciaki między 10-12 rokiem życia (oczywiście, to kwestia indywidualna, więc nie widzę powodów do rozszerzenia tej grupy np. na 9-14 lat), to będzie to idealny prezent na wakacje. Zwłaszcza, że już w lipcu ukaże się kolejny tom, na który bardzo czekam: „Szkoła szpiegów na wakacjach”.

Stuart Gibbs

„Szkoła szpiegów”

Wydawnictwo Agora dla dzieci