Wciąż nie mogę się nadziwić jak wiele tematów potrafią poruszyć w autorzy w kilkunastu zdaniach. „Tańcz, Córko Księżyca!” kameruńskiego pisarza, dramaturga i poety Kouam Tawa z ilustracjami Fred Sochard z Wydawnictwo Zakamarki jest właśnie taką małą wielką książką.
Pierwsza warstwa (a lubię warstwy), to historia o kobiecie, która kiedyś wspaniale tańczyła, była znana w całej wiosce – zupełnie zresztą jak jej rodzice: bębniarz i śpiewaczka. Teraz, kiedy jest już starą kobietą pokonuje odległości o lasce i trudno już dostrzec w jej ruchach taniec. Ptaki, które kobieta karmi, mają jednak swoje zdanie na ten temat. Twierdzą bowiem, że jej serce wciąż tańczy, a ziarna, którymi karmi skrzydlatych przyjaciół, dają im siłę do wykonywania podniebnych akrobacji. Ot, zwykła historia.
Potem jednak, kiedy już nasycimy się tą całkiem zwyczajną opowieścią o „byłej” tancerce zaczynamy zdzierać warstwy. Okazuje się, że patrzymy na czyjeś życie od poczęcia do schyłku. Obserwujemy trud, z jakim w tumanach kurzu przemieszcza się starsza kobieta. Jest już pochylona, zbliżona do ziemi. Garbi się i podpiera laską. Kibicujemy jej w przemierzaniu jej drogi. Droga jest zresztą najbardziej popularną i niezmiernie trafną metaforą życia. Widać, że niejedno już przeżyła. Doceniamy jednak jej zapał, w czym zresztą pomaga nam autor, wciąż dopingując do obserwacji właśnie jej. To on nie pozwala nam pozostawić tej opowieści z obrazem zgarbionej staruszki. Zaprasza nas w opowieść o dziewczynce naznaczonej niezwykłym darem już w dniu/nocy narodzin. Blask, którym rozjaśniła całą wioskę; śmiech, który rozweselił przybyłych z darami; najdoskonalsza gra na bębnach ojca i najlepszy z możliwych śpiew matki – aby uczcić przyjście na świat ich dziecka – sprawił, że była na ustach wszystkich. Tańczyła równie pięknie, co jej tato grał, a mama śpiewała, choć ludzie wokół twierdzili, że to właśnie talent dziewczynki jest największy. Córka Księżyca, bo tak dano jej na imię, marzyła jednak o miłości. W myślach tańczyła swój najpiękniejszy taniec w dniu ślubu. Jak to jednak bywa z darami – bywają również przekleństwem. Mistrzostwo w tańcu i piękno sprawiły, że mężczyźni wstydzili się zabiegać o jej względy, bojąc się odrzucenia. Mogła stać się zgorzkniała. Najwidoczniej tak się nie stało. Najpewniej przez długie lata opowiadała tańcem przeszłość oraz wszystko, co działo się w wiosce. Czy właśnie do tego się narodziła? Dlaczego tak wytrwale karmiła właśnie ptaki? Czy z tęsknoty za wolnością, którą miały ptaki? Za pięknem? Za gracją i lekkością ruchu? Tego nie wiem.
Wiem jednak…
że odsłoniłam jeszcze jedną, być może najpiękniejszą warstwę i też lekcję dla młodego czytelnika. To lekcja historii i szacunku, ale również patrzenia dalej, głębiej i z większą otwartością. Czy ten nieco kulejący pan z siwymi, długimi włosami, którego mijamy czasem z mamą w sklepie zawsze taki był? Nie! Ma swoją historię. Być może był marynarzem i mógłby opowiedzieć wiele niezwykłych opowieści o morzach i oceanach, i o tym dlaczego na pokładzie są majtki, tzn. majtek! A może pani Irenka, która włosy farbuje na żółto i ma trwałą była najzabawniejszą panią na całym osiedlu i wszystkich potrafiła rozśmieszyć. Może nadal zna najlepsze kawały na świecie? A może ten energiczny pan, który ma strasznie pomarszczoną skórę, ale ubiera dopasowane ubranie i wsiada na rower, a potem znika na cały dzień zdobył kiedyś medal na olimpiadzie? Starość… kiedy nogi i ręce „już nie te”, a oczy wciąż bardziej zmęczone, a sił już brak. Ten stan, który tak często wyklucza, choć wykluczającym być nie powinien. Ten stan, który czas skazuje na samotność… może ta książka mogłaby odczarować spojrzenie na babcie i dziadków?
Tekst bywa wymagający, ale nie w kwestii rozumienia, a rytmu. Czyta się go trudno, jakby mozolnie. Liczne powtórzenia sprawiały, że miałam ochotę opowiedzieć tę historię po swojemu. Tekst jest poetycki i uważam to za atut – nie wszystko musi być takie samo. Mam jednak kłopot z docenieniem np. takiej frazy:
„Droga ci odpowie,że Córka Księżycato dziewczyna,która stąpała po niej,jak łza się toczy po policzku:nic prawie nie ważąc,bezgłośnie.”
Mam wrażenie, że tekst bywa skomplikowany, ale może to tylko moje wrażenie. Nie mniej, bez względu na mój raczej neutralny stosunek do tekstu, ilustracje są fantastyczne i śmiem twierdzić, że dawno nie dostałam od obrazu takiej dawki energii. Chyba największą siłą obrazów Socharda są kolory. Gdybym miała sobie wyobrazić szczęśliwą wioskę w Afryce, to chciałabym, żeby obraz w mojej głowie był właśnie taki. Głębia granatu korespondująca z czerwienią czy zgaszonym pomarańczem; zieleń trawy w sierpniu i żółcie – niekoniecznie słoneczne. Proste, niemal geometryczne kształty i mnóstwo wzorów: na ubraniach, tle, biżuterii. Istny zawrót głowy, ale wyjątkowo smaczny to kiermasz.
Wydawnictwo Zakamarki zadbało o piękne wydanie, więc obcowanie z książką jest bardzo przyjemne. I papier o 150 g/m² – przyjemnie czuć pod palcami. Książkę oceniam na grupę wiekową 3+ i myślę, że ma szansę rosnąć z dzieckiem i nieco przed nim odkryć w miarę upływu lat.