Czy znałam serię o przygodach Tappiego wcześniej? Nie. Co wcale nie przeszkodziło mi zakochać się w tym słodkim, jak ciastko z kremem, Wikingu od razu. Jest przygoda, jest znakomity duet różniących się charakterologicznie bohaterów, jest zagadka (nawet więcej niż jedna), walka dobra ze złem i szczypta nauki, która – jak w tych najlepiej ocenianych książkach dla dzieci – jest ledwie wyczuwalna, a jednak zagnieżdża się i rośnie w siłę, aby zakwitnąć w odpowiednim momencie. Marcin Mortka wie, że nie ma co kombinować – trzeba czytelniczki i czytelników od razu zainteresować i nie opuszczać gardy aż do końca lektury. Piotr Sokołowski stworzył ilustracje, które są pełne ruchu, optymizmu, a w moim przypadku podsycają apetyt, nie tylko na poznanie historii. Otóż warstwa wizualna aż prosi się o przeniesienie do świata komiksu.
Od pierwszej części przygód Tappiego minęło sporo czasu, a współpraca Marcina Mortki z Wydawnictwem SQN zaowocowała powrotem do niej w nowej szacie graficznej i z kilkoma twistami. Uważam, że wyszło to serii na dobre, z niecierpliwością czekam na wszystkie części w spójnej formule.
Jak przystało na skandynawistę Marcin Mortka ociepla wizerunek walecznego, nieokrzesanego Wikinga dając mu oręż w postaci nie broni, a mądrości, chęci niesienia pomocy, dopełniając wizerunek lekką pokracznością, co nie jest absolutnie tematem do żartów. W książce pt. „Tappi. O miękkej kanapie, wielkich czarach i słoikach z dżemem” wchodzimy w magiczny świat, w którym wszystko jest możliwe, a sam Autor wchodzi w dialog ze swoimi bohaterami. Oto Tappi i jego wierny druh Chichotek wybierają się na wycieczkę…
Wszystko mam ustalone. Skoczymy do Mruczących Gór, zajrzymy do Leśnego Przedszkola, a na wieczór gorąca czekolada w Chacie. Żadnych niebezpiecznych przygód! Absolutnie żadnych! Żadnych olbrzymów i smoków, i innych takich! (TAPPI)
Wyszło, jak wyszło. Oczywiście, jak na pewno się domyślacie, z postanowienia bohatera nici i sprawy przybierają nieco niebezpieczny obrót już podczas wizyty u przedszkolaków. Ktoś z(a)malował drzewka! A w zasadzie dołożył im nieco kolorów, które drzewkom nie pasowały. Rozpoczyna się poszukiwanie i rozwiązywanie iście kryminalnej zagadki, co uważam zawsze za doskonały pomysł, zwłaszcza w literaturze dla niedorosłych. Tu pojawiają się czary, a jeśli czary – to zaklęcia, a jeśli zaklęcia, to przecież ktoś musi je rzucać. I tak poznajemy wróżkę Błyskotkę – uroczą bohaterkę, która czasem się przesłyszy, coś namiesza i da nam małą lekcję tego, że słowa mają znaczenie.
Całe zamieszanie skończyło się podniebną przygodą, ale o tym musicie przeczytać sami. Niech zachętą będzie dla was komentarz Chichotka, który jak już na pewno wiecie, jest zupełnie jak Hobbici (a przynajmniej większość z nich) – nie przepada za przygodami:
Całkiem możliwe, że gdy oprzytomnieję, uznam, że to w sumie najlepsza przygoda w moim życiu(…)
Aladyn miał swój latający dywan, a wesołe trio z książki Marcina Mortki ma swoją latającą kanapę. Myślę, że do podróżowania nadaje się znacznie lepiej, choć może lepiej nie mówić o tym głośno, bo nigdy nie wiadomo, kto podsłuchuje.
Jako osoba mająca słabość do czarnych charakterów ożywiłam się, kiedy na scenie pojawiła się Czarownica-Jajecznica. Oczywiście parsknęłam śmiechem (jestem pewna, że zrobi to większość czytelniczek i czytelników), kiedy zobaczyłam wyraz „jajecznica”, ale nie można, tylko z powodu imienia, bagatelizować kogoś, kto chce zawładnąć innymi istotami i powsadzać je do klatek! W dodatku kręcił się koło niej – koło Czarownicy-Jajecznicy – pewien długoszyi jegomość: smok Łapucap.
Co mają z tym wspólnego Obłaranki i dżem? Wiem, ale nie powiem.
Marcin Mortka bawi się w tej niewielkiej objętościowo książce prozą i wierszem, w dodatku rymowanym i naprawdę wpadającym w ucho, rozmawia ze swoimi bohaterami, fantastycznie dozuje napięcie, a równocześnie wciąż trzyma uwagę. Wielką siłą opowieści autora są bohaterowie, którzy wzbudzają sympatię, a w dodatku są jak grupa dzieciaków: boją się, różnią od siebie, ale trzymają się razem – wspierając się i stawiając czoła przeciwnościom. Czyż nie tak wygląda najfajniejsza paczka?
Proste zdania, zrozumiały język, fantastyczny świat. To doskonała lektura dla samodzielnych czytelniczek i czytelników lub do czytania przedszkolakom przez rodziców, niekoniecznie do snu.
Jeśli chcecie poznać Tappiego i Spółkę, to… KLIK KLIK
Dodatek
Przerwałam pisanie i uświadomiłam sobie, że myślę o Tappim. Z perspektywy dorosłej osoby i dojrzałej czytelniczki to oczywiście naiwna opowieść, a jednak już na poziomie głównego bohatera „jakaś”. Odnajduję w niej walkę ze stereotypami – kto z nas, widząc np. wielkiego, brodatego mężczyznę nie myśli o agresji lub niedostępności. Czasem sama postura wystarczy, aby wzbudzić lęk. Kiedy myślimy o Wikingach najpewniej w naszej głowie pojawia się obraz Ragnara Lothbroka (granego przez Travisa Fimmela) z serialu „Wikingowie”… Tappi przełamuje stereotypy, oswaja, w głębszych warstwach mówi o świecie w sposób otwarty i bez uprzedzeń.
Jak wiecie jestem miłośniczką książek artystycznych, nieoczywistych, w zasadzie – wymagających od młodych czytelników zastanowienia się, zadawania pytań. Jednak im dłużej i intensywniej czytam literaturę dziecięcą, tym bardziej dostrzegam, że błędne byłoby zarzucenie rynku książkami wielkiego kalibru – że posłużę się raczej kryminalną nomenklaturą. Słuszne natomiast jest korzystanie z różnorodności, zarówno tekstowej, jak i wizualnej. Myślę, że mądrym jest sięganie i podsuwanie dzieciakom książek pełnych historii, które po prostu je rozbawią, staną się rozrywką, która stanie w szranki z serialem czy grą. Wciąż wierzę, że warto wychodzić poza strefy chceń rodziców, opiekunów, nauczycieli i polecając lub mówiąc o literaturze dla niedorosłych – warto pamiętać, że tu nie chodzi o nas, a o dzieci.
Wybierajmy zatem różnorodnie i dajmy dzieciakom – również w trakcie obcowania z literaturą – pobyć dziećmi.
___
Marcin Mortka
Tata, domator, autor książek dla dzieci i wielu powieści fantasy. Oddany rodzinie i książkom. Poszukiwacz spokoju, optymista, gawędziarz, wielbiciel historii i ostrej muzyki. Od wielu lat próbuje zostać hobbitem, a wakacje regularnie spędza w Szepczącym Lesie. Od 2021 roku związany z Wydawnictwem SQN.
fot. Krzysztof Ślachciak