Żyjemy w czasach ciągłej dyskusji o różnych aspektach świata. Jak wiemy, współczesny krajobraz tworzony przez wojny, narastające konflikty polityczne, podziały, aktywizm – zdający się być wciąż niczym więcej, aniżeli oddolnymi inicjatywami zaangażowanych w dany temat osób, widmo dewastacji klimatu, a tym samym wyniszczenia planety, na której żyjemy – przeraża. Równocześnie dostrzegam działania, które – niczym przysłowiowa kropla – drążą skałę i realnie wpływają na zmiany w myśleniu, ale też w zachowaniu. Do tych zmian zaliczam otwieranie się na mniejszości, zwrócenie uwagi na temat wykluczenia i język inkluzywny, rosnącą świadomość konsumencką czy informacyjną. Dostrzegam działania wpływające na powracanie do świata realnego z trwającej około 20 lat fascynacji tym, co wirtualne. Z zainteresowaniem i nadzieją przysłuchuję się młodemu pokoleniu, które znacząco przegania nas w świadomym korzystaniu z mediów społecznościowych, kreowaniu i upublicznianiu własnego wizerunku w sieci czy w swobodnym korzystaniu np. z feminatywów, które – w pewnych kręgach – wciąż traktowane są jako wymysł i nowomowa. Tematem, który jest również dyskutowany jest nasz – człowieka – stosunek do innych istot żywych. Wreszcie, debatujemy w sposób głośny i otwarty nad karami dla oprawców dopuszczających się katowania, głodzenia, zabijania zwierząt; nareszcie zadajemy pytania o humanitarne warunki bytowe dla zwierząt różnych gatunków, a nade wszystko wyrażamy sprzeciw wykorzystywaniu zwierząt do celów przemysłu rozrywkowego. Najlepszym przykładem siły świadomych obywateli świata jest bojkot „występów” zwierząt w cyrku – wbrew ich woli i naturze.
Jeśli znajduję książki dla niedorosłych, które mają szansę zmienić postrzeganie świata (ze wszystkimi jego mieszkańcami) czytelniczek, czytelników, osób czytających – na lepsze; jeśli widzę w nich szanse na wskazanie prawidłowych i pełnych empatii zachowań; jeśli czuję, że ich lektura stawia przed młodymi ludźmi wyzwanie bycia lepszymi niż reprezentanci poprzednich pokoleń, to wiem, że gatunek ludzki ma jeszcze szansę nie tylko na przetrwanie, ale na zasłużenie na nazwę homo sapiens sapiens.
Z Wydawnictwa Agora dla dzieci kolejny raz wychodzi książka zaangażowana, mądra i przemyślana. Tygrys Cezarego Harasimowicza to genialne podsumowanie zmian, ale też zwrócenie uwagi na to, że wciąż my – jako ludzie – mamy przed sobą wiele pracy. Tytułowy tygrys/Tigre to odbicie wszystkich zwierząt, którym odmówiliśmy naturalnych warunków życia, którym zabraliśmy naturalne do życia środowisko, na które polowaliśmy, które zabijaliśmy, które traktowaliśmy jako gorsze, słabsze i niegodne „ludzkiego” traktowania. Tygrys stworzony przez Harasimowicza daje nam lekcję, którą powinniśmy jak najszybciej odrobić i zapamiętać, a jej przesłanie wdrożyć w życie.
Naszego bohatera poznajemy, kiedy jest zamknięty w klatce. Odseparowany od świata kratami obserwuje to, co go otacza. Spowiedź rozczarowanego życiem pijaka pogrążonego w żalu po nieszczęśliwej miłości dla tygrysa zdaje się być kuriozalna na starcie. Zwierzanie się, nawet pod wpływem alkoholu, traktujemy jako wyraz zaufania. O jakim zaufaniu możemy mówić, kiedy jeden z rozmówców jest więźniem? Jakiż paradoks tworzy Harasimowicz, u zarania opowieści pozwalając, aby świat przedstawiał nam duet tygrysa i jego tresera. Jakże dojmujący jest połowicznie słyszalny dialog, który prowadzi ta dwójka. Pan Zampano – wspomniany treser – mówi. Wypowiada słowa, zdania – nawet jeśli nieco nieskładnie. Czy Tigre może go rozumieć? Oczywiście! Rozumie jednak inaczej. Harasimowicz wymaga od nas stworzenia nowego imaginarium, w którym dialog ten możliwy jest nie przez język, którym się komunikujemy, ale język znacznie mniej namacalny i zbadany – język emocji, ciała, przeczucia. Tygrys uczy się rozpoznawać emocje, widzi zależności, dostrzega relacje i ich intensywność – wszak obserwuje ludzi nie od wczoraj. Czy oni robią dla niego to samo?
Pan Zampano jako tako rozumie więc moją mowę, ale tego, co mam w głowie, moich prawdziwych myśli, już w ogóle nie rozumie. My, zwierzęta, myślimy, czujemy, mamy marzenia i sny.
Nie sposób nie przywołać teraz wszystkich psich spojrzeń, które widzimy w schroniskach i azylach. Czyż nie wpatrujemy się w zwierzęta dostrzegając ich ból, niepewność, żal, a z czasem radość i ufność? Czyż nie dostrzegamy w nich zmiany, kiedy obserwujemy ich zachowania w dobrym domu, spokojnej i bezpiecznej przestrzeni, którą – jeśli chcemy – potrafimy stworzyć. Niektórzy z nas wiedzą, że zwierzęta kryją w sobie znacznie więcej, aniżeli merdający ogon i skowyt podczas sylwestrowej nocy.
Choć książka, jak doskonale skrojona powieść, ma kilka plot twistów, to jednym z najbardziej sugestywnych obrazów jest marzenie Tigre o odwróceniu ról: teraz to on, Tigre, trzyma w ręku pejcz, którym może trzaskać bez opamiętania i smagać tyłek Pana Zampano – teraz w roli tresowanego człowieka na cyrkowej scenie.
Pan Zampano nie chce wyjść z klatki, więc mocniej strzelam z pejcza i powtarzam głośniej:
- Ruszaj się, Zampano!!!
- No co ty, Tigre? Przecież jestem… – Pan Zampano nie kończy zdania, jakby mu kartofel utknął w gardle (nie lubię kartofli, lubię coś bardziej konkretnego).
- Kim niby pan jest?
- Człowiekiem – odpowiada pan Zampano.
Widownia milknie. Orkiestra przestaje grać. Krążek światła reflektora wędruje to na mnie, to w stronę pana Zampano.
- No to co, że jest pan człowiekiem? – pytam.
- Nooo, nie będę się tu wydziczał jak jakiś zwierz.
„Wydziczał”, powtarzam w myślach.
To zaskakująco prosty zabieg, który tak często wykorzystują w ramach lekcji życia rodzice, mówiąc do niedorosłych: „postaw się na miejscu kolegi/koleżanki… czy chciałbyś, żeby on/ona tak zachował/-a się w stosunku do ciebie?”. Jakże krucha to lekcja, którą odbieramy, skoro ogranicza się tylko do jednego gatunku – człowieka. Rozszerzenie tego zabiegu na wszystkie gatunki zamieszkujące planetę i uporczywe powtarzanie ich przez rodziców, nauczycieli, kolegów i koleżanki, i w ogóle wszystkich wokół, dawałoby spektakularny efekt! Pomijając, oczywiście, wyjątkowo opornych osobników, którzy po prostu są źli i gatunek, który prześladują, nie ma dla nich większego znaczenia. Patrzmy jednak jasno i podążajmy za głosem Rebekki Solnit, która pokazuje Nadzieję w mroku.
W życiu Tigre nie dzieje się dobrze. Choć dostrzega w ludziach też pozytywne cechy i emocje, to konfrontacja z dyrektorem cyrku – panem Torrero – zsyła na zbuntowanego (czyli po prostu zmęczonego i zdesperowanego, w dodatku cierpiącego i dotkniętego depresją) tygrysa jeszcze więcej nieszczęść. Pan Torrero, który w książce Harasimowicza reprezentuje wszystko, co najgorsze w bezwzględnym i pędzącym kapitalizmie, uznaje Tigre za bezużytecznego (nie przynoszącego zysków) i postanawia się go pozbyć. O ile w zachowaniach tresera dostrzegaliśmy w kilku momentach przejaw czułości (dziwnej i, w konsekwencji, patologicznej) względem Tigre, to niestety dyrektor dopełnia procesu reifikacji zwierzęcia, spychając go poza nawias wszystkiego, co żyje. Co bowiem robimy z niepotrzebnymi RZECZAMI? Tak, zwyczajnie je wyrzucamy, nie przywiązując do tego czynu większej wagi.
Wspomnienia z cyrkowego buntu jak strzępki przelatywały mi przez głowę, kiedy dusiliśmy się zamknięci w klatkach w ciemnej ciężarówce. Czułem, że opadam z sił. Że życie wycieka mi przez futro. Oczy zaszły mi mgłą, żołądek przykleił się do kręgosłupa. Raz na jakiś czas ciężarówka robiła postój, kierowca i jego pomocnik wrzucali nam ochłapy nieświeżego jedzenia przez kraty, wylewali brudną wodę z wiadra na podłogę. Ta nieprzytomna tygrysica jakimś cudem odżyła. Ale mnie się już nawet nie chciało pić i jeść. Czułem, że zbliżam się do jakiejś krawędzi skały i za tą krawędzią zionie czarna przepaść.
To nie cytat z końca książki. Czy płakałam? Oczywiście.
Cezary Harasimowicz przynosi jednak śmierć, która jest zmianą, przejściem, dalszym ciągiem. Wtóruje najpiękniejszym historiom dla niedorosłych, które – nawet sięgając do ostatnich miesięcy – znajdziecie np. w Nawet myszy idą do nieba Ivy Prochazkovej (Wydawnictwo Afera) czy w magicznych opowieściach Katarzyny Jackowskiej-Enemuo Między światem a zaświatem (Wydawnictwo Albus).
Cyrk. Porzucenie. Towarzysze niedoli. Ciężarówka. Przejście. Nadzieja. Pamięć i miłość. To pierwsza część opowieści.
Przed nami jednak część druga. Część waleczna i sprawcza. Część zawieszona pomiędzy światami. Część wolności.
Muszę wam coś powiedzieć, bo aż mnie w tym momencie jęzor świerzbi. Wymyśliliście takie wspaniałe rzeczy jak urządzenia, którymi można się porozumieć na odległość, ba, nawet możecie się widzieć nawzajem, będąc na odległych krańcach kuli ziemskiej, wynaleźliście sprytne komputery, wypuściliście mądre satelity, które krążą nad waszą Ziemią, latacie w kosmos rakietami, byliście na Księżycu, szykujecie się, żeby polecieć jeszcze dalej ku gwiazdom, a nie potraficie zadbać o to, co macie pod nosem. (…) Powiem wam, że pan Zampano miał rację, mówiąc, że każdy ma swoją klatkę. Ale żeby samemu sobie robić krzywdę? Dajcie spokój…
Rozszyfrowuję „klatki”, o których pisze Harasimowicz, bo raz interpretuję zdanie „każdy ma swoją klatkę”, jako zwyczajnie nośną podpuchę, która rzuca reflektor znów na nas – ludzi – i każe, zapominając o clue opowieści – załamywać ręce nad losem biednego i uciemiężonego człowieka. Chyba najbliżej mi do takiego myślenia o tym nośnym sformułowaniu. Równocześnie, trudno byłoby udowodnić, że autor nie pisze o ludziach – bo pisze. Tak, jak ilustratorka świadomie „uczłowieczyła” tygrysy, tak Cezary Harasimowicz niezwykle skutecznie obraca w palcach przysłowie: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Jeśli mamy zrozumieć, jeśli mamy się czegoś nauczyć, dostrzec, to granice muszą się zacierać, umykać, przenikać się wzajemnie. Być może najbardziej autor i ilustratorka zaimponowali mi właśnie tymi roszadami granic.
Marta Kurczewska – ilustratorka, która doskonale balansuje w Tygrysie między jawą a snem, realizmem a imaginacją, piekłem a rajem, człowiekiem a zwierzęciem. W malarskich ilustracjach, które dość gęsto przecinają tekst, zawiera romantyzm francuskich pocztówek i zdjęcia zwierząt z lat 90. (sprzed ery ostrych jak brzytwa obrazów wykonanych przez aparaty nowej generacji) – wszystko wyważone i piękne, choć przejmujące i bolesne, nie mniej niż tekst Harasimowicza. Rozpoczyna niemal sielskim obrazem cyrku o rajskiej nazwie. Ciepłe kolory, różowe drzewa lekko pochylone przez wiatr, tak jak i białe flagi (sic!) wieńczące napis „Paradiso” z niesfornie opadającą literą „a”, umieszczony na szczycie cyrkowego namiotu. Nie widać zwierząt, nie widać rozgardiaszu, nie widać cierpienia. Tylko dwóch pracowników uwija się przy przygotowaniach do… tylko ta czerń wyzierająca z wnętrza namiotu nieco niepokoi. Potem portret Tigre. Widzimy go en face, patrzącego z dumą, a jednak widocznym smutkiem. Przypomina człowieka w doskonale zaprojektowanym ubiorze, albo aktora, którego przy pomocy charakteryzacji i efektów specjalnych przebrano za zwierzę. Jest w tym jakieś skojarzenie do filmowej wersji musicalu Koty z 2019 roku w reżyserii Toma Hoopera (mniejsza, jakie mamy zdanie o filmie). Jest też Tigre widziany z boku, jednak w tej samej klatce. Tym razem nie patrzy ze smutkiem, ale wydaje z siebie niemal słyszalny ryk pełen buntu i niezgody. Jego oczy zdają się płonąć równie mocno jak obręcz, przez którą tyle razy bał się skoczyć.
Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zaległa?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?
(fragment wiersza Williama Blake’a „Tygrys”, tłum. Stanisław Barańczak)
Jest też Tigre w pozycji embrionalnej, która niczym nie różni się od ułożenia ludzkiego dziecka w brzuchu mamy. Tigre jednak wciąż jest w klatce, a pozycja, którą przyjął, a którą przywołuje Marta Kurczewska, nie jest oznaką dobrobytu i bezpieczeństwa, ale cierpieniem i tęsknotą do spokoju. Jest też portret Pani od Zwierząt – bohaterki tak silnej i zdeterminowanej, co wrażliwej i kruchej. Jej charakterystycznie namalowane pukle włosów nie są wijącymi się wężami Meduzy, a wizją myśli bohaterki, myśli, które zamieszkują zwierzęta.
Na zewnątrz zgromadziły się się słonie. Całe stado słoni, dalej żyrafy, a jeszcze dalej po prawej stronie zebry, z kolei po lewej były guźce. Ani słonie, ani żyrafy, ani zebry, ani guźce nie są jakimiś wielkimi przyjaciółmi tygrysów, bo my na to towarzystwo polujemy, ale w tym momencie miałem wrażenie, że wszystkie zwierzęta zgromadzone w zoo wpatrywały się w Panią od Zwierząt i w oczach miały znaki zapytania.
Na 151 stronie jest też pewna pocztówka. Autostrada do nieba. I tygrys, który już niknie, ale cały obraz nam mówi, że przynajmniej jest wolny.
[Oparłam głowę na prawej ręce i wpatrywałam się w kubek i okładkę nowej książki Joanny Bator zastanawiając się nad puentą dla tego tekstu. Jak zawsze byłam niezadowolona z tego, że pominęłam niektóre z istotnych wątków, a potem – jak zawsze – przekonywałam się, że trzeba zostawić coś dla tych, którzy lekturę książki mają przed sobą. Zerknęłam raz jeszcze na czarne strony, które osaczają jak ciemność ciężarówki, aby potem przypomnieć sobie o miłości Radży i Rāni, pana Zampano do Giulietty. Nie będzie dostatecznie dobrej puenty – pomyślałam.]
___
W 2019 roku zatrzymano ciężarówkę wiozącą 10 tygrysów. Wyruszyły z Włoch. Nie zostały przepuszczone przez granicę z Białorusią na przejściu w Koroszczynie. Jedno ze zwierząt zmarło w transporcie.
„Dyrektor poznańskiego zoo Ewa Zgrabczyńska poinformowała ostatecznie, że ogród dostał zielone światło od władz miasta na zaopiekowanie się „w okresie krótkoterminowym całą grupą tygrysów”. Przyznała, że nie wiadomo, ile osobników uda się utrzymać przy życiu. Są w tragicznej kondycji, trzymane „w skrzyniach, które uniemożliwiają pojenie i dokarmianie tam na miejscu”. W Poznaniu koty będą leczone, karmione i pojone.” – za RMF24.