Uczucia i ich sprawy

Zdarzają się takie momenty w moim czytelniczym życiu, które wymykają się recenzenckim szablonom. Pojawiają się książki obezwładniające, wszechoutulające, nie wypuszczające po zamknięciu ostatniej strony. We wzrastającej wybredności i dziwaczeniu coraz trudniej popaść w nieprzemijający zachwyt. Coraz trudniej nie panować nad opadającą żuchwą, nad łzami gromadzącymi się w kącikach oczu, nad zamyśleniem, które skutecznie zatrzymuje wzrok na stronie. Jakże wielką zatem radością stają się takie chwile, jak ta spędzona z „Co robią uczucia?” Tiny Oziewicz z ilustracjami Aleksandry Zając. To się nazywa mistrzostwo, proszę Państwa, mistrzostwo!

 

 

Z okładki patrzy stwór z twarzy (pyska, paszczy, facjaty?) podobny zupełnie do nikogo. No może zalatuje Buką, ale tylko przez kształt obłej góry lodowej. Szary ten potwór, jakiś taki… nijaki. Drugi, wyglądający jak brat bliźniak, wpycha się w kadr i widać tylko jego uszoczółki, rozbawione ślepka i pięciopalczastą łapkę wystawioną w geście pozdrowienia. Szare są te stwory. Szare stworki na białym tle. Nad nimi czerwony, ale zgaszony napis: Co robią uczucia? I w tym niepozornym okładkowym obrazku znajdujemy jakąś wielką obietnicę, choć obiektywnie nie mamy żadnych przesłanek, aby spodziewać się fajerwerków.

 

 

I kiedy ciekawość bierze nad nami górę i przewracamy stronę tytułową już wiemy, że dokonaliśmy najlepszej decyzji w naszym życiu. Oto patrzymy na ciekawość, która siedzi na wysokim kominie i macha nóżkami. Ta ciekawość jest skrzyżowaniem Ryjka z aniołem (uszorogi wyglądają jak anielskie skrzydła). I myślimy sobie, że lubimy ciekawość, bo dzięki niej wspinamy się na najwyższe dachy świata. Ogarnia nas wtedy taka radość, że mamy ochotę wskoczyć na trampolinę i wybijać się wyżej i wyżej, chichrając się przy tym niemożliwie rozkosznie. Radość ma to do siebie, że jest nieskrępowana i zaraźliwa. Mamy więc ochotę zarazić nią cały świat! Z tego wszystkiego jesteśmy tak niesamowicie wdzięczni losowi za to, że mamy ręce i nogi, że możemy skakać na tej trampolinie, że wrzeszczymy i słyszymy ten rozbrajający dźwięk własnego chichotu, że czujemy niewyobrażalną wdzięczność. I właśnie ona przenosi nas na kolana do babci, która otula nas najcieplejszym pledem, podsuwa pod nos herbatę z miodem, cytryną i sokiem malinowym, który sama zrobiła. I wtedy czujemy ciepło, którego nie można pomylić z żadnym innym. Zapadamy się w ramiona babci, w smak napoju i obietnicę zjedzenia najlepszych pierogów na świecie, które leżą spokojnie na stolnicy. Jest ich 248 (babcia je policzyła, jak zawsze). Tylko że jesteśmy już dorośli, a babcia starsza… dużo starsza niż wtedy. W zasadzie ma już niebywale mało siły i wiesz, że nie możesz poprosić jej już o ulubione gołąbki i wafel. Kurczysz się w sobie do rozmiarów słoika, chowasz się w kąt i patrzysz przez małą dziurkę na świat, bo chyba nie jest Ci w smak patrzeć na ten świat bez babci. Lęk cię nie opuszcza. Ale to tylko twoja wyobraźnia! A ta skubanica wszystko wymyśli i zapuści się na terytoria niezbadane, niepoznane i kosmiczne! A niech hula po głowie, myślisz sobie, w końcu to ona pozwala ci na wykrzesanie pomysłów zupełnie nie do pomyślenia. Ufff, spokój. Tylko spokój może nas wszystkich uratować. Pogłaskać po głowie, cmoknąć w nos i podrapać po plecach. Dobrze, że jest. Łatwo go jednak stracić, kiedy przypominasz sobie o tych wszystkich przykrych sytuacjach, które cię spotkały. Od razu przypomina ci się sytuacja z przedszkola, kiedy nikt ci nie wierzył, że masz w domu żółwia stepowego o imieniu Sonia. A potem o koleżance, która skłamała, że całowałaś się z Markiem, choć zawsze był tylko twoim kolegą. A jeszcze potem o przełożonej, która sprawiła, że zwątpiłaś w siebie i do tej pory czujesz ból w brzuchu, kiedy sobie o tym przypomnisz. I wtedy coś cię ściska w żołądku, bo okazuje się, że zawiść ma się równie świetnie na tym świecie. Przez tą całą zawiść i głupie słowa, komentarze i sytuacje wpadasz w kompleksy, a one trzymają cię pod kluczem. Wydaje ci się, że jesteś złożony z samych niedoborów, a przecież to nieprawda! Chcesz wolności – chcesz wyrwać się z wszelkich klatek i zdobywać świat; chcesz czuć wiatr we włosach, chodzić boso po trawie, piasku i kałużach. Chcesz zapomnieć o tym, co wypada… wszystko wypada! Podróże jednak dają w kość i musisz się gdzieś zatrzymać, coś zjeść, ogrzać się i położyć głowę na poduszce wypełnionej pierzem. Dobrze jest zapukać do właściwych drzwi, do drzwi, za którymi chowa się zapach chleba i ciasta, kompotu pachnącego całym sadem i uśmiechu w drzwiach, który zapamiętasz na całe życie. Wiesz, że gościnność w Polsce już dawno przestała być powszechna. Właśnie wtedy ogarnia cię współczucie, bo przecież tak wielu ludzi nie zapukało do właściwych dni i pozostały dla nich zamknięte. Wiele drzwi nie otworzyło się, albo gorzej – zostawiło po sobie głuche trzaśnięcie, kiedy ktoś zatrzaskiwał je przed nosem wędrowca. Wtedy obiecujesz sobie, że będziesz otwierał drzwi tak często jak będzie to możliwe. Nie możesz jednak opanować wstydu. Jesteś już dorosły, więc wstydzisz się za całe mnóstwo rzeczy, nawet tych zupełnie niepotrzebnych, albo tych, które cię nie dotyczą. Wstydzisz się za politykę swojego kraju, wstydzisz się, że inni walczą o godność, wstydzisz się za to, że puściłeś bąka w tramwaju oraz za to, że pomyliłeś znaczenie słowa w rozmowie. I tak ci ten wstyd daje w kość, że cały robisz się czerwony i najchętniej byś zniknął. O tak: puf! I wtedy przypomina ci się twoja dumna koleżanka, która przypomina królową lodu, oziębłą, wyniosłą, niedostępną. Wydaje się górować nad wszystkimi i nigdy nie popełniać gaf. A nawet jeśli je popełnia to jest tak dumna, że nigdy, przenigdy się do tego nie przyznaje… nawet przed samą sobą. Ty może tak nie potrafisz, ale jesteś bardzo odważny, jesteś superbohaterem. Łapiesz pająki do słoika i wynosisz je na balkon. A jak stoisz oko w oko z lwem, to zupełnie się nie boisz tylko robisz do niego głupie miny i wzdychasz, bo poczochrałbyś jego grzywę (sytuacja miała miejsce w krakowskim zoo, a lew był za szybą). Jesteś tak odważny, że… hoho!

 

 

W każdej sekundzie, minucie, godzinie odczuwamy emocje. Cali jesteśmy napakowani uczuciami. Te uczucia wypełniają nas od czubka dużego palca aż po czubek głowy. Podejrzewam, że każda cebulka włosa jest nimi też wypełniona. I wiecie co, właśnie o nich jest ta książka. Na każdej stronie, w każdym prostym zdaniu i słodkiej jak dżem truskawkowy ilustracji – wszędzie są uczucia. Te najcudowniejsze, które chcemy w sobie pielęgnować – jak cierpliwość swój najpiękniejszy na świecie ogród – i te okrutne, najgorsze ze wszystkich, które przegryzają wszystkie kable i odcinają nas od szczęścia.

 

 

Poznaj je.

I wiele, wiele innych.