Wysychające jezioro

Wiele zostało napisane o „Jeziorze”, książce której autorką jest czeska pisarka Bianca Bellova. Nie chcąc zagęszczać treści o tej pozycji dałam jej czas na zadomowienie się na regale i mojej głowie. Podczas tygodni, kiedy i książce i mnie zrobiły się odleżyny wracałam do niej kilkukrotnie. Czasem do kilku stron, innym razem do fragmentu, który zaznaczyłam kolorową fiszką, a kiedy indziej wpatrywałam się w wytłuszczone literzyska rozpoczynające kolejny rozdział. Moje myśli krążyły wokół postaci Namiego – wtedy klasyfikowałam powieść jako inicjacyjną. Potem przesmykiwały się po wspomnieniach i pamięci, którą człowiek dysponuje – powieść nabierała wtedy echa rodzinnych poszukiwań i próby pogodzenia się z tożsamością i pochodzeniem. Kiedy zastanawiałam się nad rolą Ducha mieszkającego w jeziorze, który „za złe karze” myślałam o współczesnej baśni. Obserwując podróż Namiego tkwiłam w powieści drogi. Po to, aby chwilę potem wrócić do Jeziora Aralskiego, którego historia dała podwaliny pod opowieść i do globalnego problemu jakim jest nieracjonalne korzystanie z dobrodziejstw natury.

 

Jeśli chcesz idealnego świata, pozbądź się ludzi. 

Anthony de Mello

Bez wątpienia wszystkie elementy i klasyfikacje, o których napisałam powyżej zawiera „Jezioro”. Można się też pokusić o stwierdzenie, że znajdziemy tam dużo więcej.

Jezioro Aralskie jest nazywane przez autochtonów Morzem Aralskim. jest słonym jeziorem reliktowym położonym w Kazachstanie i Uzbekistanie. Jezioro niemal zanikło – wszystko przez negatywny i wyniszczający wpływ człowieka. Już w latach 20-tych XX wieku sowieci uknuli plan irygowania terenów pustynnych. Systemy te jednak wykonano tak nieudolnie, że 80 procent wody wsiąkało w wysuszoną i spragnioną ziemię. Reszta nawadniała wodochłonne ryż i bawełnę, czyli „białe złoto”. Ekolodzy ostrzegali – mówili o tym, że jezioru grozi zagłada, ale zmanipulowani przez system okreslili Jezioro Aralskie jako coś nieprzydatnego – „powstało przez pomyłkę”, mówili. Warto dodać, że Sowieci eksperymentowali też na sąsiadujących terenach z bronią chemiczną i jądrową, co w efekcie skaziło ogromne połacie ziemi. Efekt? Chorzy mieszkańcy: od nowotworów przez choroby skórne na niewydolności płuc skończywszy. Zdeformowane płody, duży odsetek populacji upośledzonej w różnym stopniu. Zmniejszanie się ilości wody przy równoczesnej zmianie klimatu na kontynentalny sprawił, że zasolenie wzrosło niewyobrażalnie, czego efektem woda przestała być zdatna do picia. Bezrobocie rosło, bo zaburzenie flory i fauny spowodowało, że rybołówstwo nie miało racji bytu. Katorżniczą pracę wyznaczały okresy uprawy i zbioru bawełny. Sytuacja Jeziora Aralskiego nazywana jest największą katastrofą ekologiczną XX wieku – trudno się dziwić, że gubernator regionu Aralska, Nazhbagin Musabaev powiedział:

„Morze Aralskie nie umarło, ono zostało zamordowane.”

W kontekście tych wydarzeń na książkę Bellovej patrzy się inaczej. Poszukiwanie, podróż, inicjacja Namiego zdają się być kolejną konsekwencją wyniszczających działań człowieka. Kim jesteśmy, aby niszczyć to, co pozwala nam żyć? Kto tak naprawdę jest Duchem, który niszczy ziemie i mieszkańców ją zamieszkujących? Ta powieść jest opowieścią o zaburzonej symbiozie świata żywego. Niszcząc jeden element eksterminujemy szereg kolejnych zespolonych ze sobą. Nie możemy bez uszczerbku dla żywych organizmów zanieczyszczać, bombardować, skażać ekosystemów. Finalnie doprowadzamy do zagłady samych siebie. Człowiek doprowadzony do granic wytrzymałości przestaje być uczłowieczony – wraca do bezwzględności przetrwania. Jeśli nakarmienie Ducha żywą istotą daje nadzieję na lepsze czasy, to dlaczego nie? Jedno życie wobec setek innych? Jedna ofiara dla uratowania całej wioski… dwie, trzy, dziesiąt… W kontekście historycznym powieść Bellovej może być traktowana jako powieść ekologiczna i dotykać globalnego postrzegania eksploatacji Ziemi.

Siła powieści czeskiej pisarki to dosadny i szorstki język, tak jak szorstkie są ręce spracowanego człowieka. Pozbawia nadziei, nie sili się na poetykę, nie obiecuje szczęśliwego finału. Czasem karmi złudzeniem:

„Uroborzy z latarkami i latarniami unoszą szerokie twarze i wielkie płaskie nosy w kierunku nieba; tak, to prawda, pada deszcz. Pomiędzy dorosłymi biegają dzieci w nocnych koszulach, pokrzykują coś niezrozumiale. To zaledwie kapuśniaczek, nic, po czym zostałyby kałuże, ale nie zmniejsza to radości mieszkańców. Wszyscy się rozbierają i wystawiają twarze i ciała na chłodny deszcz, zupełnie jakby z nieba padała manna. Nami zadziera głowę, celuje latarką w górę i patrzy, jak krople wpadają w krąg światła. Sołtys chodzi wśród mieszkańców, szturcha ich palcem i mruga znacząco, jakby to była jego zasługa. Chuda staruszka krztusi się śmiechem szaleńca, po chwili dźwięki przechodzą w niekontrolowany płacz. Dwie kobiety tańczą. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem deszcz – mówi Nami do matki. – Ani kiedy ostatnio widziałem tak szczęśliwych ludzi. (…) Matka milczy.”

ale tylko po to, aby zaraz ją odebrać i obedrzeć z jakichkolwiek złudzeń.

 

Na ziemiach Namiego nie ma dobra. Jest tylko chwilowy oddech, pozorny spokój, który jest ledwie przerywnikiem i preludium kolejnej katorgi, kolejnego wyzwania, kolejnego człowieka o wątpliwej dobroci. Tam jest po prostu źle. Wybierz się w podróż z bohaterem, ale wiedz, że nie będziesz w stanie mu pomóc, a on nie pomoże tobie – nie będzie miał na to siły.

 

Wydawnictwo Afera