„Czy każde dziecko na świecie i każdy taki ktoś jak ja, bo ja już na pewno dzieckiem nie jestem, naprawdę musi mieć kopniętą ciotkę? Czemu?! Taka ciotka to zło! W powieściach ciotki latają na parasolkach, mają odjechane pomysły i tajemne moce. Z reguły są ciepłe i wesołe, a jeśli bywają szorstkie, to mają ku temu ważny powód, na którego odkrycie czekasz, niecierpliwie połykając książkę strona po stronie. Ja tych opowieści wymyślonej treści nie kupuję! Nie wierzę! Kopnięta ciotka to kopnięta ciotka i po co udawać, że jest inaczej? Taką kiepską ciotkę, to ma chyba każdy, a nawet jeśli nie on sam, to jego kolega taką ma. Mój kolega Staszek takiej nie ma, ale mam ją ja, a ja jestem jego kolegą, więc moja teoria ma sens, co nie?”
Historia z książką Agnieszki Dąbrowskiej Za duży na bajki jest nudna, ale muszę ją opowiedzieć. Gdybym nie porozmawiała na jej temat z pracowniczką Wydawnictwa Agora dla dzieci, która najzwyczajniej w świecie przekonała mnie do przełknięcia gorzkiej wizualnej pigułki w postaci okładki, to nigdy nie sięgnęłabym po tę powieść dla młodszych nastolatków. Na pierwszy rzut oka ta książka ma wszystko, za czym nie przepadam. Miękką okładkę, na której jest filmowy plakat, # bez polskich znaków i wyliczankę banałów skierowanych bardziej do rodziców, aniżeli do dzieci na czwartej stronie:
„(…) o dorastaniu, wielkiej pasji i sile przyjaźni, a przy tym wzruszająca, uniwersalna opowieść o tym, co w życiu najważniejsze!”
Kto mnie zna, ten wie, że stoczyłam ze sobą walkę, aby zacząć czytać. Komuś jednak wierzyć trzeba, a skoro byłam przekonywana z tak wielką pasją do lektury, to raz kozie śmierć. Tak więc, nie pomna frustracji i rozczarowań na trasie od 1 do 286 strony, przeczytałam.
Nie oceniaj książki po okładce
I niby to wszystko wiem, a jednak – nieustająco wpadam w sidła estetycznych wymagań. Zapewne straciłam z tego powodu wiele. Straciłabym też opowieść o Waldku, Staszku, Delfinie, mamie, ciotce i dziadku Waldka. Tym samym pozbawiłabym się rozrywki, uwolnienia łzy (nie gwarantuję, że to wzruszenie przydarzy się i wam, ja po prostu często płaczę oglądając filmy i czytając książki – choć coraz rzadziej), uśmiechania się pod nosem i wyzwolenia w sobie pokładów wielkiej sympatii dla bohaterów i bohaterek powieści. A nie zdarza się to zbyt często. Przeważnie mam do nich stosunek ambiwalentny.
I tak poznałam ekipę fajnych dzieciaków i zwariowaną rodzinkę, z którą przeżyłam kilka przygód. Zachęcam wszystkich, żeby wybrali się na wycieczkę z tą wesołą (choć nie zawsze) ferajną.
Body shaming
Temat znany i stary jak świat, a jednak wciąż ekstremalnie potrzebny. Podczas spotkania z Agnieszką Dąbrowską, które miałam przyjemność prowadzić w Krakowie, rozmawiałyśmy o traktowaniu osób otyłych przez rówieśników. Jak możecie się domyślić żadna z nas nie odkryła Ameryki, ale autorka zrobiła coś naprawdę świetnego. Jak powiedziała na wspomnianym spotkaniu, postanowiła w roli głównego bohatera obsadzić chłopca z otyłością, gdyż takie postacie były przeważnie fajnymi kumplami. A w Za dużym na bajki Waldek jest fajnym gościem, gra pierwsze skrzypce, ma mnóstwo atutów, które nie pozwalają go nie lubić, a wszystkim, którzy choć trochę się z niego nabijają chciałoby się od razu nakopać.
Waldek przeżywa zauroczenia, ma dom i problemy – inne niż waga! – z którymi musi się mierzyć w tym trudnym okresie, kiedy hormony buzują. Ma pasję, oddaje się jej, jest lojalnym przyjacielem, a kłopoty z lekcjami wychowania fizycznego są tym mniejsze, im bardziej dopinguje go klasa (fantastyczna scena w filmie, który powstał na podstawie książki, a do którego scenariusz napisała autorka). Oczywiście, Agnieszka Dąbrowska wskazuje na problem, jakim jest nadwaga, ale robi to z wyczuciem i klasą. Pomaga jej w tym szalona ciotka Waldka, która „ćwiczy” go w aktywności fizycznej, a czekoladki zostawia na specjalne okazje. W powieści Waldek nie jest osamotnioną, wystawioną na ciągłe pośmiewisko, ofiarą. I dobrze!
„- Walduś! Bierzesz pudła z pawlacza, pakujesz to smętne dziadostwo i wynosisz je stąd. Dwa pięterka w dół, dwa w górę dobrze ci zrobią!
Zrobiły mi tymczasem naderwane ścięgna w rękach, opuchnięte kolana i 'wyskoczony’ dysk. Tak, troszkę przesadzam, ale nie bardzo. Byłem zlany potem i miałem serdecznie dość!
– I co? Poruszałeś się troszeczkę? – przyjaźnie zagadała do mnie ciocia, ukochana moja cioteczka. – To teraz jeszcze rower i na dziś koniec treningu.”
Nadopiekuńczość
A ten temat jest dla rodziców. Zachęcam, żebyście przeczytali. Rodzice, wiadomo, chcą dla dzieci jak najlepiej. Dmuchają z uporem szaleńców w zdarte kolana, brzuszki masują, kleją zadania na przyrodę, za rączki trzymają, szykują śniadania, obiady, kolacje jak najznamienitsi kucharze, ubrania w kostkę składają, majtki prasują i w ogóle przejmują się, żeby schody w nieznanym miejscu nie okazały się zabójcze dla pociechy. To wszystko jest absolutnie cudowną sprawą, tylko przychodzi taki moment, że wypadałoby dziecku trochę zaufać. Dać mu nieco samodzielności i oddechu.
Za duży na bajki z wpisanym już w opowieść humorem i luzem pokazuje tę nadopiekuńczość mamy względem syna. Waldek, jak pączek w maśle, nakarmiony, odprowadzony do szkoły i niezajmujący się niczym nagle – pod nieobecność mamy, która przebywa w szpitalu – wpada w szpony ciotki Mariolki, która ma zgoła odmienne zapędy wychowawcze. Waldek zaczyna sam przechodzić przez ulicę, przygotowywać posiłki i nic mu się z tego powodu nie dzieje. No, może poza nabraniem pewności, posiadania nowych umiejętności i uczucia – nawet jeśli trochę złudnego – samostanowienia.
Mama Waldka, Teresa – którą w filmie gra Karolina Gruszka – mierzy się z chorobą. Nadopiekuńczość pojawia się i w tym ekstremalnie trudnym i bolesnym aspekcie ich wspólnego życia. Teresa bowiem chroni Waldka również przed prawdą i wciska mu kit o badaniach, a nie o trawiącej ją chorobie, z której wcale nie musi wyjść obronną ręką. Jak mówi znane przysłowie: kłamstwo ma krótkie nogi. Jak się domyślacie – sprawa się rypła i mama Waldka musiała zmierzyć się z rozczarowaniem syna.
„Chciałem zobaczyć mamę, jak się uśmiecha i ekscytuje, słuchając tych opowieści, albo dostać od niej jakąś poradę czy po prostu dać się jej przytulić, ale nie poszedłem do niej przez strach, a potem w ogóle zacząłem wątpić, czy wszystko będzie dobrze, czy będzie pięknie. Zupełnie jakby białe łabędzie z mojego snu nagle gdzieś odleciały.”
Problemy
Nie możemy zapomnieć, że jest to powieść dla młodych czytelniczek i czytelników. Z należytym do odbiorców i odbiorczyń szacunkiem, nie ujmując ich inteligencji i dojrzałości (co wcale, jak wiemy, nie jest oczywiste), Agnieszka Dąbrowska w swojej powieści porusza wiele ważkich tematów. Za duży na bajki opowiada bowiem o przyjaźni i o tym, że do niej też trzeba dorosnąć i nauczyć się być prawdziwym przyjacielem (takiej metamorfozy możecie spodziewać się po Staszku). Nie stroni od nastoletnich kłótni, których powodem – a jakże – może też być miłość. W powieści znajdziemy pierwsze sympatie (czy tam crushe) i szereg mniej lub bardziej gagowych scen, w których prym wiedzie wyjście Waldka i Staszka na basen (szczerze się śmiałam!). Mam nadzieję, że nie zapomnieliście, że w okresie nastoletnim posiadanie dystansu do siebie jest wyjątkowo trudnym zadaniem.
Poza wspomnianymi tematami pojawia się też kwestia stereotypów związanych z przynależnością do danej płci oraz feminizmu. Tego wątku nie chcę zdradzać, ale przebieranie się w XXI wieku może przybierać bardzo… komputerową formę. Kwestia przebieranek jest dla mnie jakimś ukłonem w stronę kobiet przebierających się za mężczyzn, aby studiować. W powieści też należy zamaskować swoje prawdziwe ja, aby grać…
Na koniec
Za duży na bajki to świetnie napisana, pełna humoru powieść młodzieżowa, która nie moralizuje, nie sili się na żart (kilka za to jest wyjątkowo udanych), nie jest cringe’owa, a bohaterowie dają się lubić. Jest też pierwszą powieścią, którą czytałam, podejmującą temat gier komputerowych, gamingu w ogóle – nie powielając stereotypów o szkodliwości tegoż zajęcia, wręcz przeciwnie – pokazuje, że zmieniający się świat oferuje młodym ludziom zajęcia, o którym zgredom się nie śniło. To jednak nie znaczy, że są złym pomysłem na poświęcanie zajęciu czasu, energii i wiązaniu z nim przyszłości.
Mam dla was też mądrość dziadka Waldka:
„- Rodzaje kłamstwa są trzy – zaczął, a ja słuchałem bardzo uważnie, bo wiedziałem, że dziadek pociśnie zaraz jakąś swoją mądrość. Nie myliłem się… – Pierwsze kłamstwo – z tchórzostwa, ze strachu – prawił. – Ale kto się nigdy nie boi, niech pierwszy rzuci kamieniem! (…) – Z głupoty. To drugie – ciągnął więc dziadek i trzymał już drugi, wskazujący paluch. (…)
– A trzeci rodzaj kłamstwa? – spytałem szeptem.
– Najtrudniejszy. Z miłości – odpowiedział dziadek z bardzo poważną miną.”
Za duży na bajki
Agnieszka Dąbrowska
ilustracje: Marta Krzywicka
Przeczytaj o filmie Za duży na bajki