„Po posiłku oprowadza mnie. Słońce powoli zachodzi, dom otaczają pola obsiane zbożem, z każdej strony linia horyzontu kończy się bardzo daleko. Niebo jest olbrzymie i wciąż błękitne, choć teraz bardziej lawendowe. Wszędzie coś kwitnie, w donicach i na rabatkach, wspina się po ścianach i tyczkach albo rozpościera po ziemi. Z wielkiej starej cynowej balii wylewa się nasturcja, wije się gąszczem, z każdej strony wystrzeliwują pędy desperacko chwytające się wszystkiego, do czego da się przyczepić.
W jednym rogu ogrodu rosną zioła i warzywa, nerwowo drżące ponętki i krzepkie nasturcje, które zdobiły sałatę, truskawki, tak samo jak w warzywniaku u mamy i taty.”
Therese Bohman to jedna z moich ulubionych współczesnych autorek. Od spotkania z jej prozą w O zmierzchu przez Tę drugą rosło we mnie poczucie, że mam do czynienia z wnikliwą obserwatorką świata, ale też błyskotliwą kobietą, która w zaskakująco prosty sposób opisuje, to co najbardziej skomplikowane w ludzkiej naturze: relacje i emocje. Mimo wysoko postawionej poprzeczki Bohman rozkochuje mnie w sobie za każdym razem bardziej, co w przypadku polskiego czytelnika jest o tyle zaskakujące, że wydawczyni Anita Musioł odwróciła kolejność wydawanych książek. Tym samym Utonęła (trzecia wydana przez Wydawnictwo Pauza książka autorki) jest debiutem szwedzkiej pisarki. Zaskoczenie jest tym większe, ośmielę się napisać, że debiut jest najlepszą z trzech książek.
Choć w każdej z trzech powieści Bohman pochyla się nad naturą ludzką, przede wszystkim jej mrocznymi zakamarkami, to w debiutanckiej prozie ten aspekt ukrytych pragnień i wspomnianego mroku czy ciemnej strony, do którego nie chcemy się przyznawać, jest najmocniejszy, najbardziej wyeksponowany i brutalny. Utonęła łączy w sobie żarliwość debiutantki, inteligencję autorki, suspens, którego mogliby pozazdrościć mistrzowie kina czy powieści gatunkowej, a nade wszystko narastający ciężar emocji i wciąż niepełne obnażenie winnych (win) w finale. Zakończenie pozostaje otwarte.
„Trudno uwierzyć, że trzymacie Państwo w rękach debiutancką powieść Therese Bohman. Mroczna, dojrzała, napisana świetnym językiem, wciągająca od pierwszej strony, trzymająca w napięciu do ostatniej. Młode kobiety, starszy mężczyzna, tajemnica łącząca na zawsze, cierpliwość roślin i wypalony ślad na skórze – wszystko po to, aby pokazać postępującą przemoc ukrytą pod doskonale przyrządzoną piątkową kolacją i winem pitym na tarasie. Smutna opowieść o miłości, poddaniu, obsesji i umyśle tak fascynującym, jak niebezpiecznym. Bohman jest specjalistką od gorzkich bohaterek – po raz kolejny zabiera nas w kobiecy świat, który istnieje, ale nie bardzo chcemy go dostrzec.”
Posługuję się napisanym przeze mnie blurbem, bo mam wrażenie, że zawarłam w nim kwintesencję powieści, jednak kilka zdań to zawsze zbyt mało, aby opowiedzieć o wszystkich emocjach, które wywołuje historia. Utonęła utrzymuje niebywałe napięcie. Jak w najlepszym thrillerze – rzuca się czytelnikom kolejne tropy i podpowiedzi; te wiszą w powietrzu, przebijają między zdaniami, bledną, aby kilka stron później nabrać wyraźniejszego, jednak wciąż niemożliwego do nazwania kształtu. Sprytna autorka wodzi nas jednak za nos usypiając naszą czujność a to subtelnym opisem przyrody (jak w cytacie otwierającym ten tekst), a to zapachem potraw wypełniającym nozdrza, sielskością lata i wsi, spokojem wzrostu roślin i niezmąconym cyklem przyrody.
Stella i Marina – dwie siostry i bohaterki powieści, to pozornie dryfujące po różnych orbitach młode kobiety. Stella mieszka ze swoim nowym partnerem – pisarzem Gabrielem w bajkowo położonym domu otoczonym roślinami, którymi bohaterka zajmuje się zawodowo. Marina po raz pierwszy składa jej wizytę uciekając ze Sztokholmu, zostawiając za sobą nieudany związek, niezdecydowanie związane z pracą pisemną na studiach, pytania o dalsze plany – plany na siebie i na przyszłość. Obserwujemy, wydawałoby się, dość powszechną relację między siostrami: ziarno zazdrości przyprawione chęcią porównywania się, dorównywania, nieco skrywanego żalu, z równoczesną szczerą miłością i oddaniem. Wspólne spacery, obserwacje, małe tajemnice. Natomiast postać Gabriela jest skonstruowana po prostu mistrzowsko. Niemalże ideał, ostoja, klasa, sukces. A jednak w jego zachowaniu bardzo szybko wyczuwa się coś, co nie potrafi dać nam spokoju. Coś, co sprawia, że mu nie ufamy, że nam się nie podoba. Z jednej strony jestem pewna, że dla wielu z nas pozostanie mężczyzną ze snów, z drugiej – zapalamy lampkę ostrzegawczą.
Zabawne, ale więcej miałam obrazów, które pamiętam z kina niż z innych powieści. Kiedy czułam zapach truskawek i oblepiało mnie gorące letnie powietrze; kiedy rozsiadałam się na kolacji przygotowanej przez Gabriela i kosztowałam wina uciekałam myślami do Ukrytych pragnień Bernardo Bertolucciego z młodziutką Liv Tyler i doskonałym Jeremym Ironsem. Równocześnie grzeszyłam spojrzeniem, myślą oraz szaleństwem z Marzycielami tegoż reżysera. Równocześnie czułam niepokój i pewien moralny zgrzyt, który towarzyszył mi w wielokrotnie obejrzanym Closer Mike’a Nicholsa z genialnym aktorskim kwartetem: Natalie Portman, Julia Roberts, Jude Law i Clive Owen. Wraz z kolejnymi stronami snułam się jednak między filmami Lobster Jorgosa Lantimosa a Zwierzętami nocy (lęk, obrzydzenie, żałoba, zemsta) Toma Forda.
Therese Bohman po raz kolejny stawia pytania o granice moralności. Rzuca nam w twarz dyskusję, w której chętnie bierzemy udział, komentując z pozycji obserwatorów; szafując wyrokami, oceniając, dyskredytując i szufladkując obiekt. W ferworze frustracji zapominamy o złożoności niektórych sytuacji i komplikacjach, które przynoszą uczucia. Mierzymy też wszystko swoją miarą – przenosimy i przymierzamy nasz kręgosłup moralny bohaterkom Bohman, dziwiąc się, że nie pasuje. Żadna z sytuacji nie jest czarno-biała, ale czy na pewno? Jak daleko zaprowadzą nas podejrzenia i gniew? Ilu czytelników będzie chciało rzucić się w strony książki na ratunek? Ilu z nas pożałuje, że nie może ostrzec bohaterek, a może tylko bohaterkę? Czy sukienka znaleziona w szafie może być trupem, który z niej wypada? I przede wszystkim: czy Utonęła?
„Szybko zamykam album, odwracam się i wzdrygam na widok swojego odbicia w lustrze. Nie tak, żeby można się było pomylić, ale prawie – myślę, czując jednocześnie, jak serce mi wali i jak ciężko mi się oddycha, gdy próbuję rozpiąć sweter, guziki z masy perłowej są małe i okrągłe, trudno chwycić je palcami. Gdy już udało mi się rozpiąć dwa guziki przy szyi, w panice ściągam sweter przez głowę i ciskam nim na podłogę, leży jak powalona ofiara, unieszkodliwiona. Krzyżuję ramiona na piersiach, żeby nie widzieć ciała w lustrze, stoję w miejscu, próbując głęboko oddychać, aż uspokoi się serce i drżącymi rękami będę mogła włożyć własną bluzkę.”
Therese Bohman
„Utonęła”
Wydawnictwo Pauza
przekład z języka szwedzkiego Justyna Czechowska