Mam teraz zły okres. Tak, zły. Nie zawsze jest dobrze, u niektórych czasem „źle” bywa częściej niż „dobrze”. Nie wiedziałam z czym przyjdzie mi się zmierzyć, czytając „Naszego chłopaka” Daniela Magariela, bo swoim zwyczajem nie sprawdzałam, nie chciałam wiedzieć. Wydawnictwo Pauza, czyli Anita Musioł ma specyficzny radar. Do mnie i moich emocji (zakładam, że nie tylko). W „Legendzie o samobójstwie” mierzyłam się z ojcem i synem, samobójstwem, które znam z najbliższego otoczenia i wątkiem rodzica dentysty – też posiadam. Miranda July zabrała mnie w świat kobiety, której zachowania doprowadzały mnie na skraj wytrzymałości, choć odnajdywałam tam okruszki mnie samej. „Nasz chłopak” rozprawił się z moim powrotem do przeszłości; kazał mi analizować nie tylko własne doświadczenie splątanego emocjonalnie dziecka, które musiało zbyt szybko dorosnąć, ale rzuciło mi w twarz poziomem katorgi i agresji, których nigdy nie chciałam tak nazywać. Magariel zabiera nas w głęboką, przeszywającą i kaleczącą podróż rodzinną, która udowadnia, że najboleśniej ranią Ci, w których pokładamy nadzieję, wiarę; których chcemy darzyć miłością, choć czasem sami na to nie pozwalają. Wiara nie ma tu nic wspólnego z boskością, chyba że w odniesieniu do drogi krzyżowej.
Jak mówi moja babcia Marysia: żaden człowiek nie dostaje krzyża cięższego niżby mógł unieść. Na pewno?
Wojna. W wojnie zatopieni są bohaterowie książki, w wojnie pływa narrator. W manipulacjach, w kłamstwach i w oparach zielonego tapla się ojciec, co dzieje się z matką?
Wizerunków ojca w kulturze mamy mnóstwo. To, co czytamy w książce jest odpychającą wizją ojca-chłopca, niedojrzałego w życiu, popapranego emocjonalnie, do bólu niestabilnego, łaknącego poklasku, JEDYNEGO słusznego rodzica, samozwańczego stwórcy. I wcale nie przemoc fizyczna robi tu wrażenie, to nie ona włazi za skórę. To jego tortury psychiczne i powolna agonia dzieciństwa bohaterów, zwłaszcza narratora jest tą, przez którą włos jeży się na rękach. Momentami reifikuje synów, a może ciągle. Są ustawionymi pionkami na makiecie wojny, która mimo iż skończona – nie kończy się nigdy. Prosto, wprost, bez literackich zabiegów, bez ukwiecania – oto cała prawda o męskim świecie, który nie ma kobiecego wzorca, poza tym zastraszonym i zmarginalizowanym. Duszno, jest tak ogromnie duszno. Każda strona uderza, każda niesie za sobą kolejny rozkaz wypowiedziany w furii, zmiękczony hajem, rozjuszony chęcią kontroli.
To nie jest książka o zaczynaniu od nowa. To książka o zwodniczej miłości, o braku stabilizacji, o samowychowaniu, o złych decyzjach, przedwczesnym dojrzewaniu, spiskach. Jak długo możesz być dzieckiem, kiedy świat brutalnie wciąga cię do środka. Jak długo możesz udawać, że rodzice cię obronią, kiedy telefon do matki kończy się brakiem odpowiedzi, albo wydukanym „przepraszam”, które nigdy nie załatwia sprawy. Jak wiele można znieść?
Ale kiedy ktoś obiecuje, że już zawsze, na zawsze będą dziećmi, kiedy mogą krzyczeć jak Indianin przez okno, kiedy kolejna obietnica nowego życia majaczy w czerwonym wschodzie słońca… może uwierzysz, jeszcze ten jeden raz. Kolejny raz.
Uwierzcie, będzie bolało.