Iva Prochazkova napisała fantastyczną, pełną humoru i nienachalnych mądrości książkę, która – co nie jest łatwą sztuką – trafi do odbiorców w każdym wieku. Ilustracje Denisa Abrhámová Grimmová są dopracowane w każdym calu, a kolory po prostu obłędne. Jeśli do tego dołożymy dowcip i językowy spryt tłumaczki Julii Różewicz, to mamy w rękach prawdziwe cacko.
Wydawnictwo Afera nie kojarzy się z książkami dla niedorosłych, a jednak w ofercie ma takie smakołyki jak „Niedoparki” (3 części autorstwa Pavela Šruta z ilustracjami Galina Miklínová), niedawno wydane „Popieliczki” (wydana w formacie leporello książka dla najmłodszych) czy „Truchlin” (serię dla młodych nastolatków z mrocznym zacięciem). Mam wrażenie, że „Nawet myszy idą do nieba” może stać się ogromnym hitem i to nie tylko przez wzgląd na podwójną premierę: książkową i filmową.
W wielkim skrócie, aby nie psuć Wam nazbyt zabawy:
myszka Czmyszka umiera
umiera też jej śmiertelny wróg – lis Rudeusz
oboje lądują w niebie
zaprzyjaźniają się
wracają na ziemię
Można opowiadać o śmierci w najróżniejszy sposób. Można, jak Katarzyna Jackowska-Enemuo snuć piękną baśń, która kończy się niekoniecznie happy endem (chociaż?): mowa o „Tkaczce Chmur” z ilustracjami Marianna Sztyma z ALBUS Wydawnictwo; można również po początkowej konsternacji przenieść się w świat pełen magii i przygód, nowych możliwości i bolączek – taki los przygotował dla bohaterów „Spookademii” Adam Faber (Zygzaki); można podejść do sprawy bardzo poważnie (choć i odbiorca jest tu nieco starszy) i napisać powieść tak przejmującą, że próżno opanować łzy w trakcie lektury. Taki model znajdziemy w „Tyle miłości nie może umrzeć” Moni Nilsson (Wydawnictwo Zakamarki). Można też o śmierci napisać tak pięknie, a równocześnie tak lekko i zabawnie, a czasem wręcz – ukradkiem! – jak Iva Procházková.
Tak naprawdę nie mam pojęcia, co każdy czytelnik i czytelniczka odnajdzie w tej mysio-lisiej historii. Moja pierwsza myśl po odłożeniu książki, to: dobrze tam, gdzie nas nie ma. Potem zaczęłam myśleć, że ta książka nauczy nas przede wszystkim ciekawego spojrzenia na różnorodność, pewnej otwartości, którą odnaleźli w sobie mysz i lis, a ludzie (w każdym razie niektórzy) wciąż nie potrafią. Czy to nie najlepsza lekcja, jaką możemy dać dziecku? To łamanie stereotypów można przenieść na wiele płaszczyzn i przypadków: od „innych” kolegów i koleżanek w klasie, z którymi nikt nie chcę się kumplować, a ci noszą w sobie wielgachne pokłady fajności, przez przyjaźń z chłopakiem, który najmocniej ciągnął cię za warkocze, aż do przyjaźni ze staruszkiem, który mieszka w tej samej kamienicy i mógłby być twoim praprapra… no wiecie. Zamiana ról, która odbędzie się na stronach książki, to w zasadzie przekaz wprost, aby wejść czasem w czyjąś skórę i przyglądnąć się, jak inaczej może wyglądać sytuacja z innej perspektywy.
Kwestia śmierci może być najbardziej elektryzująca i wciąż nastręcza rodzicom wiele kłopotu. Jak już wielokrotnie pisałam boimy się rozmów o końcu, uciekamy od nich, łudząc się, że tak uchronimy nasze dzieci od „niepotrzebnych” emocji. Psycholożki i psycholodzy są jednak zgodni: z dziećmi trzeba rozmawiać o śmierci. Książką Procházkovej może pomóc pożegnać się nie tylko ze zwierzęciem, ale rownież z najbliższymi ludźmi. Nie szukajcie tu jednak katolickiej wizji nieba od a do z. Autorka czerpie pełnymi garściami z religijności, ale też z mitologii czy hinduizmu (i po części buddyzmu). Mamy zatem przewodników w zaświaty, dusze zaznajomione już z „drugą stroną”, które służą pomocą w rytuale przejścia; mamy bramy nieba – w jednej z nich spotykamy kozę, która na liściach kapusty ma zapisane, zdawałoby się, wszystko. W tytułowym niebie znajdziemy też łaźnię, która okaże się przyjemnym akwenem z nieziemskimi właściwościami zmywania z nas życiowego brudu – tu można się dopatrywać symboliki chrztu, ale i czyśćca czy oczyszczenia w ogóle. W książce znajdziemy też dość nieoczywistą koncepcję rozgrzeszenia czy analizy własnego życia oraz możliwość decyzji o kolejnym życiu na ziemi. To szerokie spojrzenie na temat zdaje się podkreślać otwartość, o której wcześniej pisałam.
„(…) Ja też nie pamietam wszystkiego. Chociaż pamięć kóz jest na pewno dłuższa niż myszy. Na szczęście mam swoją kapustę, a w niej wszystko, co potrzebne. Przy twoim imieniu widnieje jedynie kilka małych bobków. Dużych nie ma wcale.– Ale co to znaczy?– To znaczy, że nigdy nie wyrządziłaś nikomu poważnej krzywdy. Masz na koncie tylko zwykłe, szare mysipsotki – oświadczyła koza i podała Czmyszce jakąś kostkę.”
Oczywiście nikt, ale to nikt nie zabroni nam traktować tej książki, jako pełnej przygód historii dwojga wrogów, którzy ostatecznie staną się najlepszymi przyjaciółmi lub opowieści o odwadze. Zawsze możemy też traktować historię jako przestrogę dla małych łobuzów (gdyby kózka nie skakała…), albo przeciwnie – jako zachętę do eksplorowania, zabawy i łapania życia. Codziennie. Bez wyjątków. Nawet blisko domu, nawet w nieodległym lesie, nawet na nudnej łące tuż obok bloku, bo może się okazać, że to za nią kiedyś najbardziej zatęsknimy.
W książce jest też sporo humoru, który na pewno spodoba się dzieciakom (scena z krokodylem jest świetna!), mnóstwo zabawy i szczypta szaleństwa.
„Czas uciekał. Właściwie nie do końca, bo nawet z czasem działo się tu coś niezwykłego. Nie leciał, nie płynął, nie wlókł się – tak naprawdę chyba go nie było. A jeśli był, i tak nic nie znaczył. Na nic nie wpływał. Wszystko wciąż wyglądało tak samo (…)”
Znajdźcie czas na czytanie.
___
Możecie się też wybrać do kina!
animację „Nawet myszy idą do nieba” w reżyserii
Jan Bubeníček | Denisa Grimmová ze scenariuszem Alice Nellis | Richard Malatinský można oglądać w Polsce od 29 kwietnia.