Bajka – każdy z nas zna chociaż jedną na pamięć i potrafi wyrecytować ją wybudzony w środku nocy. Bajki opowiadano od zawsze, w każdej szerokości geograficznej, na wszystkich kontynentach. Nie kłamię, są na to dowody. Zaczęło się od Ezopa i bajek zwierzęcych (VI w. p.n.e.) – myślę tu o bajkach pisanych, a ponad dwa i pół tysiąca lat później, siedząc przy komputerze, o którym ani Ezopowi, ani Hezjodowi, ani nawet Bartłomiejowi Paprockiemu się nie śniło – piszę o Bajkach nasennych duetu ojca i córki Marka i Marty Niwaldów. Duetu tym bardziej szczególnego, że tworzą go lekarka i lekarz. I również szczególnego, bo próżno w ich tekstach szukać morału podanego wprost, a już o szczęśliwych zakończeniach czytelniczki i czytelnicy mogą zapomnieć.
Nie tylko autorzy zdają się być wyjątkowi. Rzadko się zdarza, że do pracy nad książką angażuje się tak liczne grono artystów. Ilustratorki i ilustratorzy, którzy dopieścili wizualnie książkę cegiełkę (ale o tym za chwilę), to absolutna śmietanka polskiej ilustracji, na czele z Joanną Concejo – spiritus movens akcji, która koordynowała wizualne działania. Wynik tej kooperacji jest fantastyczny, o czym możecie się przekonać nabywając książkę. Cel jest szczytny.
Cały dochód ze sprzedaży książki powędruje do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Ja już zakupiłam swój egzemplarz i absolutnie nie żałuję.
Czytając teksty Niwaldów przychodziło mi do głowy jedno słowo: improwizacja, które równocześnie opisywało pewien specyficzny sposób narracji. Spróbujcie sobie przypomnieć rodziców czy dziadków wymyślających dla was bajki, kiedy byliście małymi dziećmi. Czasem brakowało w nich logiki; czasem miało się wątpliwość czy to w ogóle bajka, czasem zasypialiśmy po kilku zdaniach i w zasadzie nie było szczególnie ważne czy opowieść miała jakiś koniec. Bywało też, że rodzice tak się zapędzili w opowieści, że opowiadali ją bardziej dla siebie i wrzucali tu i ówdzie kompletnie niezrozumiałe słowa, zapominając, że słuchamy ich bardzo mali my – z ograniczonym jeszcze słownikiem. Właśnie w taki sposób odczytuję Bajki nasenne.
Doskonałym przykładem takiej bajki „ostatecznie o niczym” (choć nie dajcie się zmylić, bo jedno zdanie może wam dać do myślenie na długie tygodnie) jest O skoczku (ilustracja Joanny Rusinek). Rodzic zmuszony przez pociechę do opowiedzenia bajki na dobranoc siada na łóżku i przypomina sobie, że czytał dziś coś o skoczku, który odnotowuje rekordowe działania w jakiejś dziedzinie – właściwej, oczywiście, dla skoczków. Skoro skoczek, to skakanie, a więc niech skoczek skacze najwyżej ze wszystkich. Następnie dochodzi do głosu gorycz całkiem dorosłych obserwacji, że tacy, co to chcą wszystkich przeskoczyć nie zawsze są fajni. A że jest ich całkiem sporo, to smętna nuta rodzicielskiej opowieści może nas przygotować na takie spotkanie. Być może podziała na nas motywująco, ale równie prawdopodobne jest to, że stłamsi nas pewność siebie skoczka; wprowadzi w poczucie wstydu jego pochodzenie, a może zgasi nasz zapał niekończąca się lista jego sukcesów, o których będzie mówił w taki sposób, że raz po raz będziemy wbijani w ziemię. Coraz głębiej i głębiej. Ale w zasadzie, to bez sensu jest taka bajka – być może pomyśli rodzic – więc przeskoczy ze skoczka na pasikonika. Pełen nadziei powie, że o pasikonikach może i nie rozpisują się wszystkie liczące się (i te zupełnie nie) gazety i portale, ale takie pasikoniki to kozaki. Skaczą tak, że żaden skoczek nie miałby z nimi szans. Takie pasikonikowe skakanie bez konieczności uplasowania się na wysokim miejscu w rankingu może być totalnie fantastyczne, bo przecież sam skok jest przyjemnością.
Pasikonik za to to zupełnie inna historia. Pasikoniki są czasem nawet tuż. tuż. Ich skoki, dużo wyższe od kalifornijskich, nie mają żadnych notowań w prasie naukowej i popularnej. One są dla ciebie, kiedy kroczysz przez łąkę. Tylko wtedy i tylko po to.
Jako pierwsi opowiadacze chcemy, aby historie, które słyszą nasze dzieci pozbawione były smutnych tonów, a nawet jeśli takie się pojawiają – szybko nikną pod optymistycznym, szczęśliwym zakończeniem. Lubimy, kiedy dobro zwycięża zło, kiedy bohaterowie wychodzą cało z opresji, kiedy po burzy wychodzi wielkie słońce. W bajkach Marka i Marty Niwaldów takich szczęśliwych zakończeń jest jak na lekarstwo. Wyjątek może stanowić bajka O bocianie (ilustracja Zosia Dzierżawska), choć i ona podszyta jest uniwersalnym przesłaniem cieszenia się chwilą, bliskością i beztroską o czym zwykliśmy zapominać, stając się dorosłymi. Pięknie działa tu również metafora gniazda jako rodzinnego domu.
Mimo ciasnoty, która się wytworzyła, życie w gnieździe nadal było radosne.
W opowieści o bocianiej rodzinie autorzy rozprawiają się też z mitem o tym, aby to bociany miały przynosić dzieci. Obalenie tej wykrętnej opowieści znajduje też w bajce uzasadnienie, co łatwo przemycić do życia. Drodzy przyszli czytający – przygotujcie się na wiele pytań!
Wciąż jednak największe wrażenie robi na mnie bajka, która otwiera cały zbiór. O rybie (ilustracja Ela Wasiuczyńska) jest historią tak brutalną i tak przepełnioną smutkiem, że naprawdę byłam skołowana po jej lekturze i zastanawiałam się jak ją odebrać czy zinterpretować. Siła rażenia historii o szarej rybie, która nie mogła równać się z innymi.
Nie mogła dołączyć do żadnej z ławic, bo natychmiast psuła krystaliczną doskonałość ich świetlistej formy.
W opisywanej bajce możemy odnaleźć wiele problemów trapiących młodych ludzi. Bycie wyjątkowym to nie zawsze gwarancja sukcesu. Częściej, niestety, to powód do walki o akceptację, o bycie częścią jakiejś grupy, to marzenie o przynależności. Być może to historia depresji, która towarzyszy – czasem zupełnie nierozpoznana – przez długie lata i atakuje w najmniej spodziewanym momencie. Być może to opowieść o tym, że długo pielęgnowany smutek, ból i samotność mogą zamienić się w bezwzględność i agresję. Dopatrzymy się też w niej zawodu, bólu, poczucia winy tak wielkiego, że nie pozwalającego dłużej żyć. Okropna i przerażająca to lekcja.
Na szczególną uwagę zasługuje oprawa wizualna książki. Projekt graficzny oraz przygotowanie do druku, to praca Radka Stańca oraz Marii Szczodrowskiej. Ukłony za druk i oprawę wędrują do Drukarni Perfekt, a do Europapier Polska za dostarczenie papierów (fantastycznych, w tym mojego absolutnie ukochanego Munkena). Jednak to, co większość czytelników będzie widziała, to praca ilustratorek i ilustratorów. Mimo iż w książce zachowana jest kolejność alfabetyczna, pozwolę sobie zacząć od Joanny Concejo, która koordynowała prace związane z ilustracjami. Zgromadziła też w pracy nad projektem crème de la crème polskiej ilustracji. Concejo jest niewyobrażalnie utalentowaną artystką, która w niezwykły sposób kreśli proste obrazy, równocześnie budujące niesamowite, pełne metafor opowieści. jej ilustracje do Zgubionej duszy Olgi Tokarczuk pozostają jednymi z najwspanialszych, z jakimi miałam przyjemność obcować. Joanna Concejo zilustrowała bajkę O wilku.
Zanim wymienię całą listę utalentowanych ilustratorek i ilustratorów pozwolę sobie zwrócić uwagę czytelników na wyjątkowe, moim zdaniem, ilustracje: Ady Augustyniak (O ślimaku) – za absolutnie niezwykłe potraktowanie tematu i nadanie mu kompletnie nowej ścieżki interpretacyjnej, która może być zupełnie oderwana od warstwy tekstowej; Ewy Beniak-Haremskiej (O muchach) – za sprawienie, iż mikrokosmos stał się wielki, większy, największy, a dzięki jej ilustracji już nigdy nie popatrzę na dziurkę w nosie tak samo; Mauko – Małgosi Korczak – za to, że wciąż szukam słoni na jej ilustracji.
Przez najróżniejsze style, techniki i wyobraźnie poprowadzą czytelników: Ada Augustyniak (O ślimaku), Katarzyna Bajerowicz (O pawiu), Ewa Beniak-Haremska (O muchach), Tomasz Broda (O szympansie), Iwona Chmielewska (O żyrafie), Joanna Concejo (O wilku), Maria Concejo Iwankowicz (O krowie), Maria Dek (O żabie), Zosia Dzierżawska (O bocianie), Emilia Dziubak (O rudziku), Nika Jaworowska-Duchlińska (O zebrze), Mauko – Małgosia Korczak (O trzech słoniach), Magdalena Kozieł-Nowak (O liszce), Daniel de Latour (O delfinie), Krystyna Lipka-Sztarbałło (O żółwiu), Aleksandra Michalska-Szwagierczak (O żurawiu), Paweł Pawlak (O kosie), Jola Richter-Magnuszewska (O dziku), Robert Romanowicz (O żuku), Joanna Rusinek (O skoczku), Marianna Sztyma (O łysce) i Ela Wasiuczyńska (O rybie).
Wstęp do książki napisał Michał Rusinek – specjalista od języka, ale i traktowania dzieci z należytą powagą. W jego tekście padają zdania:
Nie ma w nich morałów, nie kończą się Beethovenowską codą, nie ma tu też magii ani nadprzyrodzonych mocy. Bohaterowie nie doznają cudownej przemiany i nie „żyją długo i szczęśliwie”. Świat jest piękny, ale bywa okrutny, a my nie mamy na to wpływu.
___
Całkowity dochód ze sprzedaży książki zostanie przekazany na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Książka ukazała się dzięki wydawcom skupionym w Tu się czyta oraz grupie artystów i artystek, którzy zgodzili się wykonać szereg prac związanych z wydaniem książki pro bono.