„Wyobraź sobie, że znajdujesz się na odległej wulkanicznej wyspie. Jest ciepła, bezchmurna noc. Ocean przypomina spokojne jezioro, tylko niewielkie fale omywają piaszczysty brzeg. Wokół panuje cisza. Leżysz na plaży, masz zamknięte oczy. Ciepły, biały piasek ogrzewa powietrze, w którym unosi się słodki zapach egzotycznych kwiatków. Czujesz błogi spokój.”
„To, co widzisz, przekracza granice twojej wyobraźni.
Wszystkie gwiazdy, które jeszcze przed chwilą zdawały się zupełnie nieruchome, teraz się poruszają. Ich ruch, zazwyczaj niezauważalny nawet w ciągu całego ludzkiego życia, jest teraz dla ciebie widoczny. Wszystkie gwiazdy, od najbliższych do najdalszych, pędzą przez czas i przestrzeń. Niektóre z nich poruszają się tak szybko, że jedyne co jesteś w stanie dostrzec, to znikające błyskawicznie zakrzywione ślady rozrzucone po całym obrazie wszechświata.”
W tej konwencji spędzicie czas z Galfardem i jego książką. Tak sobie to wyobrażam: Galfard jako hipnotyzer wprowadza Cię w trans i z iście akademickim spokojem doświadczonego wykładowcy zabiera Cie w niesamowitą podróż po krańcach czasu, wszechświecie. Wrzuca Cię w skalę mikro i makro, pod i nad Mleczną Drogę. Stajesz oko w oko z teoriami kwantowymi, ale też wyprzedasz planetarne giganty osiągając prędkość zbliżoną do prędkości światła. Dowiadujesz się, że jeśli podróże w czasie są możliwe to ewentualnie w jedną stronę, że gdybyś przekroczył prędkość światła stałbyś się światłem (swoją drogą rewelacyjna perspektywa – kiedy jesteś światłem możesz się stać prawdziwie nieśmiertelny!).
Wspaniale bawiłam się, czytając „Wszechświat w twojej dłoni”. To doskonała i fascynująca lekcja fizyki napisana w taki sposób, że zarówno humanista, jak inżynier, który rozumie nieco więcej będą się świetnie bawić.
Do tej pory wydawało mi się, że moja wyobraźnia jest nieskończona; że nie ma rzeczy i zjawisk, których przy odrobinie wysiłku nie byłabym sobie w stanie wyobrazić. A jednak – ta książka jest dla mnie wyzwaniem nie naukowym, a wyzwaniem dla wyobraźni. Nie mam pojęcia czy fizycy są na dobrych dragach, czy Einstein brał peyotl czy faktycznie był geniuszem, ale ich umysły stworzyły świat poza ziemskim obszarem, którego nie jestem sobie w stanie wyobrazić, którego mimo najszczerszych chęci nie potrafię sobie zwizualizować. Okazuje się, że zatrzymałam się na lekcjach fizyki z profesorem Prajsnarem w liceum, kiedy to zupełnie rozkosznie, rysując na tablicy Benia i rakietę z jego bratem opowiadał o paradoksie bliźniąt. Do tej pory pamietam, profesor prowadził lekcje tak, że nawet taki matematyczny tłumok jak ja miał ochotę poczytać o teoriach funkcjonowania świata.
teraz dorosłam, nadal noszę w sercu profesora i jego Benka, a Was zachęcam do poszerzenia wiedzy i poćwiczenia wyobraźni. Czeka was doskonała zabawa i … przede wszystkim uda Wam się rozgryźć zagadkę magnesów na lodówkę;)